Rozdział 24

298 25 141
                                    

-Aaah nareszcie mogę usiąść na dupie, te treningi mnie kiedyś zabiją. - westchnął Jean, z uwielbieniem rozkładając się na trawie. Obok niego przysiedli się Eren, Sasha, Equm, Mikasa, Calcium i Connie. Armin nadal pomagał mojemu bratu i Hange sprawdzić utwardzenie, które przed chwilą zrobił Eren.

Obserwowałam młodzików kątem oka i przy okazji pilnowałam Erena, gdyby coś mu odbiło. Levi z Erwinem zostali w bazie, żeby dopilnować ostatnich formalnych podpisów co do naprawy dachu, który rozpierdoliłam dynamitem niedawnej pijackiej nocy.

Młodziki wyjęły jedzenie, z ulgą rozsiadając się na ziemi. Zawsze przy eksperymentach z Erenem przeprowadzaliśmy z nimi treningi. Dzięki mojemu oddziałowi naprawdę coraz lepiej im wszystko szło. Erwin wygląda na zadowolonego z naszej współpracy, więc spędzanie czasu z Oddziałem Leviego stało się już właściwie codziennością. Nie narzekam, dzieciaki są naprawdę w porządku i dodatkowo mogę bez problemu spędzać czas z Levim na treningach jak dawniej.

-Graliście kiedyś w "ożeń, wychędoż i zabij"? - spytał Calcium, lekko uśmiechając się do dzieciaków. Jedynie dwójka braci naprawdę mnie niepokoi, całkowicie rozpierdalają nam morale.

-Chyba nie. - odpowiedział skonsternowany Eren. Calcium szczęśliwy zaklaskał dwa razy w dłonie, a Equm zaczął kręcić jointa.

-Skoro już i tak mamy wolne to poznajmy się nieco lepiej. Zasady gry są banalne - typujesz trzy osoby i musisz wybrać z którą się ożenisz, którą przelecisz, a którą zabijesz. - wytłumaczył czarnowłosy, na co dzieciaki rozejrzały się po sobie niepewnie.

-Wszystko co tutaj powiecie zostaje między nami, więc spokojnie. - dodał Calcium.
-No dobra, możemy spróbować. - mruknął niepewnie Jean.

-Nora, dosiadasz się? - spytał Eren, robiąc mi miejsce w okręgu na trawie. Z jednej strony nie mam kompletnie ochoty grać w to gówno, a z drugiej będzie lepiej mi zareagować jakby Calcium lub Equm z czymś przesadzili.

Usiadłam obok Erena, który z lekkim uśmiechem podał mi kanapkę. Przyjęłam ją wdzięcznie.

-Dobra, no to ja zaczynam! Jean to będzie dla ciebie - Hange, Erwin i Moblit! - powiedział radośnie, wskazując palcem na przerażonego blondyna. Connie zaczął rechotać z miny przyjaciela.

-Czemu musiałeś dać ludzi z dowództwa? - jęknął niezadowolony Jean. Ma do wyboru zimnego skurwysyna, naczelnego chlejusa i tytano seksualną kobietę. Niezłe pole do popisu.

-No dobra, no to... z Moblitem bym się ożenił... o matko, nie mogę zabić dwóch osób?
-Nie. - uciął szybko Calcium.

-No to z Hange bym się przespał, generał by mnie zgniótł. - wydukał zniesmaczony Jean. Hange zabiłaby go mentalnie, mój brat ledwo z nią przeżył.

-No i całkiem dobra pierwsza rundka. Teraz Connie! - zatarł rączki Calcium, szczerząc się w diabelskim uśmiechu. Blisko mu teraz było do jego brata z mimiki.

Przerażony chłopak z ewidentną gulą w gardle oczekiwał pytania.

-Hmm pomyślmy... żeby na razie nie było niezręcznie... O! Dott Pyxis, ten wasz kat z baraków jak mu tam było... a, Keith Shadis i... Eren w postaci tytana. - wymyślił.

-Czemu dałeś mi samych starych dziadów i coś, co nawet nie ma narządów rozrodczych?! - warknął zdegustowany Connie.

-Zacznijmy od tego czy Eren ogólnie ma... - zaczął Jean, ale zanim się rozkręciło szybko rzuciłam drobnym kamieniem w środek jego czoła i pokręciłam w dezaprobacie głową.

-Nie dyskryminujemy nikogo, starszych panów i niebinarnych tytanów włącznie. - powiedział poważnie Calcium, zamykając dyskusje. Connie nie wyglądał na uszczęśliwionego.

Monotonia || Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz