Rozdział 37

207 15 28
                                    

Aura niespokojnie parsknęła, gdy brama prowadząca do muru Maria otworzyła się ze skrzypieniem. W nasze twarze buchnęło rześkie powietrze, które prawie zerwało kaptury z głów.

Ruszyliśmy do przodu, poganiając wierzchowce. Jechałam ze swoim oddziałem, zaraz za Erwinem i oddziałem Leviego. Stukot wielu końskich kopyt odbijał się echem od brukowanej drogi. Żandarmi przebrani w zwiadowcze płaszcze wstrzymali dech, wjeżdżając na opustoszały teren. Wiele domostw już się sypało, natura swoimi zielonymi łapskami wspinała się po starych budynkach. Poranne, letnie słońce delikatnie grzało. Na razie panowała cisza, ale za kilka minut miałam przejść do akcji.

Spojrzałam na Aiko, który marszczył brwi spod zielonego płaszcza. Wszyscy mieliśmy je założone dla zmylenia wroga, chociaż mój oddział zachował pod nimi nasze oryginalne ubrania i kamizelki. Potrzebujemy jak największej ochrony przed ewentualnym rozpoznaniem.

Nerwy zacisnęły się nieprzyjemnie wokół mojego gardła, a adrenalina opanowała całe moje ciało. Plan był prosty - wraz z Calciumem polecimy na zwiad po okolicy, przy okazji zwabiając za nami wrogów. W ciągu kilku minut nasi muszą rozstawić się na dachach ze sprzętem i ustawić w odpowiednią formację, by za jednym zamachem pozbyć się jak największej ilości przeciwników.

Jednak występowało jedno zasadnicze ryzyko - muszę wytrzymać atak i uciekać przez co najmniej pięć minut dezerterom, a później wprowadzić ich w pułapkę. Dodatkowo została też kwestia Surge'a - nie wiadomo jaki ma plan i jakie zasoby broni. Jeśli mnie zaatakuje wcześniej niż przewidujemy to cały plan może spalić na panewce. W bardzo dużym skrócie - powodzenie całej misji zależy ode mnie.

Spojrzałam ukradkiem na Szefa, który jechał niedaleko Erwina. Na dodatek on będzie mnie obserwował i jeśli coś pójdzie nie tak, to nawet nie mam opcji żeby się wycofać. Jeśli zawiodę to moim obowiązkiem jest zdjąć maskę i poświęcić się dla misji. Zamorduję wszystkich dezerterów, ale nie mam żadnych wątpliwości, że dla mojego ciała będzie to za dużo. Już i tak Aiko zrobił mi dzisiaj zastrzyk na serce i podał jakieś tabletki.

Generał się do mnie odwrócił i skinął głową. Jego niebieskie oczy błyszczały. Powierza mi życia wszystkich tutaj obecnych. Leviego zasłaniali mi inni zwiadowcy, przez co nie mogłam spojrzeć na niego ostatni raz. Trudno, obiecałam mu, że wrócę. To powinno wystarczyć. Będzie dobrze.

-Nora, mówię to już teraz. Gdybyś spotkała tego sukinsyna to nie wahaj się i po prostu go rozpierdol. - powiedział cicho mój brat, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie będzie litości. - odparłam i stanęłam na siodle. Balansowałam przez chwilę i dwa razy zakręciłam ostrzami w powietrzu, po czym wystrzeliłam haczyki w domostwa. Wzniosłam się do góry, zostawiając pod sobą żołnierzy. Calcium zrobił zaraz za mną to samo. Zaczynamy wojnę, będzie się lać krew.

Lekko przekręciłam pokrętło w masce. Zbadaj okolicę.
Nie wyślę teraz dokładnych danych, musisz trochę zwiększyć zakres zwiadu.

Płynnie zniżyłam lot, by nie wystawać ponad budynki. Leciałam delikatnym slalomem, by nie być w prostej linii w razie ostrzału. Calcium leciał przecznicę dalej. Słyszałam cienki świst jego manewru. Na razie zachowywałam tradycyjną prędkość. Wolę oszczędzać gaz, nie wiadomo ile będzie trwać bitwa. Dodatkowo jesteśmy na terenie tytanów, w każdej chwili coś może na mnie wyskoczyć.

Poczułam nieprzyjemne dreszcze. Już tu są, skurwysyny jebane. Naciągnęłam mocniej kaptur. Nie mogą mnie na razie rozpoznać, w innym wypadku mnie nie zaatakują. W Czwartym Korpusie każdy doskonale wiedział kim jestem i walka ze mną było równoznaczna ze śmiercią.

-Jak wygląda okolica? Musisz już teraz zdać raport, za kilka sekund mnie zaatakują. - syknęłam.
-40 żołnierzy na południe. Dwóch za tobą, odbij na prawo to będzie ich więcej. 20 ma sprzęt trójwymiarowy, reszta tylko strzelby. Będą się skupiać na zdejmowaniu żołnierzy z dystansu.

Monotonia || Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz