Rozdział 55

180 11 5
                                    

*POV LEVI*

Obudziłem się wtulony w Norę, która jeszcze spokojnie spała. Zapewne było koło piątej. Zawsze mało spałem, po prostu więcej nie potrafiłem. Do dziewiętnastego roku życia mieszkałem w podziemiu, a tam zawsze się spało jak królik - podskakiwałeś na każdy najdrobniejszy szmer, który mógł być nożem wycelowanym w twoje gardło. Nie potrafię się przestawić, chociaż jestem już w Korpusie Zwiadowczym prawie dziesięć lat. Pewne traumy z takich ludzi jak ja nigdy nie wyjdą. Nora zawsze trzyma sztylet pod poduszką, a nawet gdy o tym zapomni, to jej dłoń zawsze podczas snu wędruje w miejsce w którym powinien być. To przerażające ile tysięcy razy musiała tak spać, żeby ten ruch wszedł jej w nawyk, nawet podczas nieposiadania świadomości.

Pierwsze poranne promienie wpadały przez uchylone okno i firanki, kładąc się podłużnymi paskami na podłodze i meblach. Powietrze z zewnątrz pachniało jeszcze nieco chłodno i orzeźwiająco. Pomimo samego początku września wciąż panowała letnia pogoda, chociaż dało się odczuć powolny spadek z wysokich temperatur. Świat dopiero otrzepywał się z tego gorąca i powoli przymierzał się do przejścia w ciepłą jesień.

Odgarnąłem leniwym ruchem włosy Nory z jej pleców i karku. Zachłannie otaksowałem wzrokiem jej bladą skórę, która wręcz się rozpływała od jasnego światła poranka. Spokojnie lustrowałem każdy fragment jej nagich pleców, próbując zapamiętać ten widok na zawsze. Cudownie jest się obok niej budzić. Wiedzieć, że nie zniknie, gdy nadejdzie nowy dzień. Widok z samego rana osoby którą kocham jest najpiękniejszym uczuciem na świecie.

Powoli zacząłem muskać jej kark wargami, choć nie wybudziło to jej. Chciałem po prostu dotykać jej ciała, zapamiętać najdrobniejszy jego fragment każdą swoją cząsteczką. Bo było cudowne. Tak delikatne i subtelne, że ledwo się powstrzymałem od zrobienia bardziej zdecydowanych kroków, które zapewne obudziłyby Norę. Zostałem więc po prostu na delikatnym muskaniu jej delikatnej skóry palcami i wargami.

Postanowiłem, że będę ją tak podziwiać dopóki się nie obudzi. Nie muszę spać, żeby zostać z nią w łóżku. Po prostu ją kocham i chcę ją czuć tak długo, żeby już na zawsze zapamiętać dotyk jej ciała, nawet gdy już jej przy mnie nie będzie.

*POV NORA*

Dni przeciekały przez palce, aż człowiek sam się denerwował na tak nieunikniony upływ czasu. W Korpusie wrzało jak w ulu, wszyscy gdzieś biegali i krzyczeli, przenosili rzeczy, lekko się stresowali bądź nawet momentami płakali. W każdym razie każdy miał pełne ręce roboty, a mój oddział zwłaszcza. Trenowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie i szkoliliśmy kadetów. Byłam okrutnie wycieńczona, a dodatkowo smucił mnie fakt, że prawie się nie widzieliśmy z Levim. Nawet posiłki musiałam zjadać w pośpiechu, żeby zdążyć z rzeczami do zrobienia. Na szczęście czarnowłosy przez te wszystkie lata jakimś cudem nauczył się znajdować trochę wolnego czasu i zakradał się do mnie na placu lub w lesie treningowym, chociażby po to żeby posłuchać mojego narzekania. Ale pomimo tych zaledwie kilkunastu minut wspólnych dziennie wciąż nie mogłam się otrząsnąć z myśli, że nasze zaręczyny były jakby pięknym snem. Ale jednak pierścionek na mojej ręce mnie w tym upewniał, chociaż niestety nie mogłam go nosić do treningów, bo nie chciałam żeby się zniszczył, a i tak nie mieścił mi się pod rękawiczkami wojskowymi. Przyjmowałam to z żalem, ale serce podchodziło mi do gardła, gdy myślałam, że mogłabym zniszczyć tak piękny prezent.

Gdy został jeden dzień do wyprawy w końcu dostałam kilka godzin wolnego, żeby nieco odpocząć. Ostrzyłam swój sztylet w pokoju, który zamierzałam wziąć ze sobą na wszelki wypadek. I tak miałam na niego specjalny schowek w ochraniaczu, więc nie zajmował mi praktycznie w ogóle miejsca.

Monotonia || Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz