Od ekspedycji, w której zginęli Farlan i Isabel, minął tydzień.
Z ciemno-szarego nieba spływał lekki deszcz. Nie był na tyle silny, by zaburzać pole widzenia, jednak sprawiał, że ubrania w nieprzyjemny sposób kleiły się do skóry, czyniąc ją mokrą i zimną.
Levi szczerze nie znosił deszczu.
Nie cierpiał sposobu, w jaki zabłocone ubrania przypominały mu o tamtym dniu. O głowie Isabeli. O przeżutym do połowy torsie Farlana.
I o spokojnej twarzy Erwina Smitha...
CIACH!
Levi poharatał sztucznemu tytanowi kark, rozmyślając o tym jakże chętnie uciąłby Erwinowi łeb! Chociaż, jeśli miał być szczery, chyba jednak wolałby uciąć co innego – swoją własną głowę.
Głowę idioty, który zostawił przyjaciół samym sobie z najgłupszego możliwego powodu. By udowodnić przeklętemu Erwinowi, że się nie zawaha. By pokazać, że wciąż był dzikim zwierzęciem z Podziemia, a nie kimś częściowo oswojonym – kimś, komu to całe życie zwiadowcy z przyjaciółmi u boku zaczęło się nawet podobać. Do tego stopnia, że gdy razem z Farlanem i Isabel załatwili swoich pierwszych tytanów, przez krótki moment rozważał rzucenie całego planu w diabli. Aż do słów Erwina.
„Zaczynasz mieć wątpliwości?"
Nie chciał wyglądać na kogoś, kogo złamano. Że niby został ujarzmiony przez jasnowłosego elegancika, który ukląkł przed nim w błocie wtedy, w Podziemiu.
Cóż za dziecinny powód...
CIACH! CIACH!
Kolejne dwa tytany zostały „unieszkodliwione". Zrobiono je z drewna, lecz Levi nie postrzegał ich w taki sposób. Od powrotu z ekspedycji wszystkie treningowe tytany wyglądały dla niego jak żywe.
Chciał czuć, że zabija te wywłoki. Nawet jeśli robił to tylko w swojej wyobraźni...
CIACH! CIACH! CIACH!
Załatwił ostatnią makietę i mlasnął z niezadowoleniem. Jeśli o niego chodziło, Korpus Zwiadowczy miał treningowych tytanów o wiele za mało! Na pewno nie dość dużo, by człowiek mógł porządnie się wyżyć.
Bo przecież właśnie o to mu chodziło – o rozładowanie emocji! O zwyczajny wysiłek fizyczny, odwracający uwagę od bolesnych wspomnień. Właśnie o to chodziło!
Nie o to, że Levi pragnął podnieść poziom swoich umiejętności. I na pewno nie o to, co powiedział mu przeklęty Erwin Smith.
Wykonujesz wiele niepotrzebnych ruchów – w głowie Leviego zabrzmiał spokojny głos.
Poirytowany żołnierz strzepnął z czoła przemoczone kosmyki włosów.
Kij z Erwinem i jego pieprzonymi oczekiwaniami! To wcale nie tak, że Levi trenował, bo wziął sobie do serca słowa tego parszywca. Nie ma mowy!
Tak sobie powtarzał, a mimo to odpiął butlę, by sprawdzić poziom gazu.
Znacznie więcej niż ostatnim razem – pomyślał, cicho wzdychając. – Dobrze.
Rozważał nałożenie na drewnianych tytanów świeżych karków, by spróbować poprawić wynik. Kiedy jednak zbliżył się do pierwszej makiety i dotknął ją sztywnymi z zimna palcami, doszedł do wniosku, że na dziś mu wystarczy. Posprząta plac treningowy, wypoleruje sprzęt, po czym pójdzie wziąć zasłużony prysznic.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...