Rozdział 47 - Dobrze płatna zemsta

341 43 198
                                    

Erwin zaczął powoli odzyskiwać przytomność, lecz wciąż nie miał dość siły, by otworzyć oczy.

Dwa uderzenia w głowę tego samego dnia... to prawdziwy cud, że nie doznał trwałego uszkodzenia mózgu!

Chociaż? Kto wie? Może jednak coś było z nim nie tak? W końcu nigdy wcześniej nie pozwolił osaczyć się w tak głupi sposób. Szlag! Był tak rozczarowany swoją nieostrożnością, że miał ochotę krzyczeć z frustracji.

Wciąż nie mógł uwierzyć, że tajemniczymi sabotażystami okazali się Strażnicy Murów. Jak to się stało, że wcześniej ich nie przejrzał? Bo mieli poczciwe twarze? Bo wcześniej wyglądali na pijanych?

Ech... prawdopodobnie tylko udawali, by uśpić jego czujność. Trzeba przyznać, że rozegrali to genialnie. Kiedy klepali go po plecach, nawet nie przeszło mu przez myśl, że uszkodzili jego sprzęt! A teraz znalazł się na nich łasce...

Ostrożnie odchylił powieki i zabrał się za analizowanie sytuacji.

Trwała noc, więc nie widział zbyt dobrze, jednak zdołał ustalić, że siedzi na trawie i opiera plecy o drzewo. Jego ręce były skrępowane za plecami - zupełnie jak wtedy, gdy siedział w tamtym powozie, przez co miał lekkie deja vu.

Z tą różnicą, że tym razem nie użyto nieudolnych więzów, z których mógł się uwolnić w mgnieniu oka. Erwin poruszył dłońmi i skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że ma na sobie specjalne kajdanki Żandarmerii. W przeciwieństwie do zwykłych miały opcję regulowania rozmiaru i boleśnie wżynały się w nadgarstki. Jeśli wierzyć Nile'owi, nawet gdy ktoś wyłamał sobie kciuk, nie był w stanie się uwolnić.

Kajdanki zostały dodatkowo przypięte do łańcucha obwiązanego wokół drzewa, przez co Erwin miał ograniczone pole ruchu.

Co to za miejsce? – zastanowił się, szurając podeszwami butów po ziemi. – Park w pobliżu rezydencji Lobova?

Obrócił głowę i przekonał się, jak bardzo się myli.

Na widok twarzy martwego Zwiadowcy wydał zduszony okrzyk.

Nieboszczyk miał krótkie czarne włosy, więc w pierwszym odruchu Erwin przeraził się, że patrzy na Leviego. Jednak potem uważniej przyjrzał się mężczyźnie i zaczął stopniowo się uspokajać.

To nie Levi – powiedział sobie, biorąc głęboki oddech i powoli wypuszczając powietrze. – Dzięki Bogu, to nie on! To...

Zrozumiał, na kogo dokładnie patrzy i jego serce znowu zabiło z zabójczą prędkością.

Na Marię i Shinę...

To był jeden z żołnierzy, który nie zmieścili się w wozie i uciekli do lasu! Muchy latały wokół jego bladej twarzy, co jakiś czas siadając na szeroko otwartych oczach i wlatując do rozchylonych ust. Spod zakrwawionego płaszcza Zwiadowcy wystawały ręce – i tylko one, ponieważ nogi zostały oddzielone od reszty ciała. Leżały kilka metrów dalej, pomiędzy zwłokami pozostałych żołnierzy. Jeden z poległych tkwił w zaciśniętych palcach...

- Kurwa mać! – sapnął Erwin, panicznie przebierając nogami, by mocniej przylgnąć plecami do pnia drzewa.

Rzadko przeklinał. Właściwie to prawie nigdy. Lecz to, co zobaczył, sprawiło, że nie zdołał się powstrzymać.

Pomiędzy drzewami znajdował się tytan. Najprawdziwszy tytan! Miał mniej więcej dziesięć metrów wzrostu, łysą głowę, duże wyłupiaste oczy i pulchne ciało przywodzące na myśl noworodka. Podobnie jak Erwin siedział na trawie i opierał plecy o drzewo. Zadzierał głowę do góry i tępym wzrokiem wpatrywał się w gwiazdy. Jego ręce zwisały swobodnie wzdłuż ciała. W jednej z nich ściskał martwego Zwiadowcę o krótkich brązowych włosach – nieszczęsny żołnierz był tak potwornie powyginany, jakby przed śmiercią złamano mu każdą możliwą kość.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz