Rozdział 69 - Sekret Nicholasa Lobova (część 1)

246 22 159
                                    

W kredensie znajdowało się wiele trunków, ale jedna butelka wyróżniała się na tle reszty. Była tak stara, że zdążyła nie tylko pokryć się kurzem, ale i obrosnąć pajęczynami. Erwin zdjął ją z półki i starannie przetarł ją szmatką.

- Jak pominiesz choćby skrawek, rozbiję ci ją na głowie! – zagroził Levi.

Smith uśmiechnął się pod nosem.

- Dostałem ją wieki temu, gdy zostałem awansowany na pułkownika. – Odwrócił się, by spojrzeć na siedzącego przy stoliku mężczyznę.

Na pierwszy rzut oka Levi wyglądał tak jak zwykle, jednak widać było, że poświęcił sporo czasu, by przygotować się do dzisiejszego spotkania. Jego biała koszula i czarne spodnie pachniały nowością, a włosy wciąż były lekko wilgotne po kąpieli.

- Jest droższa niż wszystkie trunki Gelgara razem wzięte, więc zachowałem ją na szczególną okazję – dokończył Erwin, odkorkowując butelkę.

- Taką jak wybicie wszystkich tytanów?

- Taką jak rozpoczęcie nowego etapu życia.

Stojące na stole świecie oświetlały twarz Leviego i dwa starannie wypolerowane kieliszki. Między nimi stał wazon z polnymi kwiatami, które nazbierał Erwin, gdy wracał ze stolicy.

Smith napełnił kieliszki winem i zajął miejsce naprzeciwko ukochanego mężczyzny.

- Zanim się pojawiłeś, tylko jedno miało dla mnie znaczenie – szepnął. – Udowodnienie teorii mojego ojca. Nie obchodziło mnie, czy przeżyję. Ale teraz...

- Przestań bredzić i pij cholerne wino! – Levi przewrócił oczami.

Wstał z krzesła, oparł dłonie o blat stołu i pochylił się, tak że czoła jego i Erwina dzieliły centymetry.

- Nie czekałem na ciebie tyle czasu, byś zanudzał mnie jakimś poetyckim gównem – powiedział, patrząc dowódcy w oczy. – Jak zaraz mnie nie zerżniesz, zabiję cię!

- Może zaczniemy od pocałunku? – ze słabym uśmiechem zasugerował Erwin.

Serce zabiło mu z ekscytacji, gdy zamknął oczy i przymierzył się, by połączyć ich wargi. Ale zamiast wilgotnych ust podwładnego na swoich własnych, poczuł na policzku piekący ból. Levi trzasnął go w twarz!

Odgłos uderzenia rozniósł się echem po pomieszczeniu.

- Levi? – odezwał się zdezorientowany Erwin.

Chciał otworzyć oczy, ale z jakiegoś powodu nie był w stanie poruszyć powiekami. Ani rękami. Zupełnie jakby jego nadgarstki zostały przytwierdzone do blatu stołu.

Ponownie został trzaśnięty w twarz i coś sobie uświadomił: ukochany nie uderzyłby go w taki sposób. Pomimo niskiego wzrostu, Levi miał siły za dziesięciu. Nawet gdy się hamował, jego uderzenia pozbawiały człowieka równowagi i tak bardzo przekręcały głowę, że można było usłyszeć skrzeczenie kręgów szyjnych.

Dłoń, która uderzała Erwina w twarz była dość duża, ale pozbawiona siły. Niewprawiona w zadawaniu ciosów. Smith miał pewną teorię, do kogo mogła należeć...

Wylano na niego wiadro jakiejś śmierdzącej cieczy i nareszcie otworzył oczy. Natychmiast tego pożałował, bo część paskudnego płynu wpadło mu pod powieki. I do nosa. Na szczęście nie do ust, bo szczęśliwie ich nie rozchylił. Ale i tak poczuł odruch wymiotny. Na Marię i Shinę... co to za paskudztwo?

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz