Słońce zaczęło już zachodzić, gdy nareszcie ujrzeli przed sobą konstrukcję, która od ponad stu lat chroniła rasę ludzką przed wymarciem.
- Mamy szczęście, że przy Murze nie kręci się żaden tytan. – z ulgą skwitował Erwin. - Powinniśmy zawołać strażników i grzecznie poprosić ich, żeby...
- Ej, leniwe chuje! – ryknął Levi, odchylając głowę do tyłu. - Potrzebujemy dostać się na górę, więc przebierajcie nogami i montujcie windę!
Zza jego pleców dobiegło zrezygnowane westchnienie.
- Twoja definicja „grzeczności" nieco różni się od mojej – mruknął Smith.
- Jestem zbyt urąbany, by być uprzejmym po twojemu. – Czarnowłosy żołnierz przewrócił oczami.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, pilnujący Muru strażnicy okazali się tymi samymi kolesiami, którzy życzyli Zwiadowcom powodzenia przed opuszczeniem Shinganshiny.
Jeden z nich miał rozczochrane rude włosy i bliznę przecinającą brew, przez co był dosyć charakterystyczny.
- Czy to nie dzielni członkowie Korpusu Zwiadowczego? – zaśmiał się, gdy winda z Erwinem, Levim i końmi już prawie dotarła na szczyt Muru.
Że też nie bał się kucać tak blisko krawędzi! Chwila nieostrożności, a zleci na dół i skończy z rozkwaszonym ryjem.
Dobre chociaż to, że on i jego dwaj koledzy wyglądali na trzeźwych. Tak dla odmiany.
Czarnowłosy facet z kucykiem oraz wysoki blondyn pomogli Erwinowi i Leviemu przeprowadzić konie z winy na Mur.
- Biedaczyska... zostawili was na polu bitwy? – zagaił rudzielec z blizną.
Ewidentnie prosił się o wpierdol. Jego szczęście, że Levi był tak zmęczony, że nawet nie miał siły, by wpadać w złość.
- Wystąpiły różne komplikacje, przez które zostaliśmy z tyłu – uprzejmie wyjaśnił Erwin. - Macie jakieś informacje o naszych towarzyszach?
Trzej Strażnicy Murów przecząco pokręcili głowami.
- Warujemy tutaj przez cały dzień – stwierdził blondyn. - Nie mamy pojęcia, co dzieje się w Shinganshinie.
Smith zmarszczył brwi. Jego twarz wyglądała na zatroskaną.
- Widzieliśmy flarę, Erwin. – Levi położył dowódcy rękę na ramieniu. – Przewieźli cholerny kurwa-wianek. Tak jak mówiłeś, misja zakończyła się sukcesem. Teraz pozostaje jedynie wrócić po gamoni, którzy uciekli do lasu. – zmierzył ponurym wzrokiem tereny za Murami. – O ile nadal żyją.
Kiedyś, gdy siedział w stołówce z Henningiem i resztą smarkaczy, dowiedział się, że wszyscy kadeci przed ukończeniem szkolenia musieli wykuć na pamięć tak zwaną „Matematykę Zwiadowców".
Na przykład jeden metr na dziesięć centymetrów – czyli wymiary słabego punktu tytana.
Ale były też Krytyczne Cztery-Trzy-Dwa-Jeden – liczby decydujące o życiu i śmierci.
Cztery godziny – mniej więcej tak długo żołnierz był w stanie przetrwać poza Murami, jeżeli odłączył się od grupy, ale miał do dyspozycji konia i pełen ekwipunek.
Trzy godziny – analogiczna sytuacja. Z tą różnicą, że dotyczyła kogoś Z wierzchowcem ale BEZ broni.
Dwie godziny – tyle czasu dawano zagubionym jednostkom posiadających ekwipunek, ale nie posiadających konia.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...