Levi w życiu by nie wpadł na to, że można mieć kaca, a zarazem czuć się tak zajebiście dobrze.
Siedział na dziedzińcu obnażony do pasa i próbował wyprać ubabrane winem koszule. To był najzimniejszy dzień od czasu ich przybycia do zamku, więc jego przedramiona pokryły się gęsią skórką. Obnażone sutki stwardniały pod wpływem chłodnego powietrza. Mimo to Levi nie zwracał na to wszystko uwagi. Przez cały czas odtwarzał w pamięci słowa, które usłyszał poprzedniego wieczoru.
„Wybacz, Levi. Próbowałem cię nie kochać."
„Ale kocham."
Wbił rozmarzony wzrok w swoje dłonie i uśmiechnął się jak głupek.
Czerwone plamy, które szorował od ponad godziny, za cholerę nie chciały zejść - w inny dzień zapewne zacząłby zgrzytać zębami ze złości, ale dzisiaj po prostu wzruszył ramionami.
Na co ja w ogóle liczyłem? – pomyślał, gdy wieszał koszule na sznurku nieopodal wejścia do zamku.
Wyglądały niemal tak samo jak przed praniem: wciąż miały z przodu liczne czerwonawe smugi. Tylko tyle, że nieco bledsze niż wcześniej. Bo tylko tyle można było osiągnąć, gdy nie miało się pod ręką mydła ani jakiegokolwiek innego środka do czyszczenia tkanin.
No, ale przynajmniej Levi spełnił swój najważniejszy cel – czyli znalezienie sobie zajęcia, by Erwin miał czas na spokojnie wstać z łóżka i otrząsnąć się po swoich pijackich wybrykach.
Oraz licznych wyznaniach.
Ehgm. A zwłaszcza po jednej ważnej rzeczy, którą wyznał Leviemu.
Gdyby zobaczył mnie tuż po przebudzeniu, byłoby w diabły niezręcznie – wywnioskował czarnowłosy żołnierz, wygładzając materiał koszuli. – Dam mu czas, by wszystko sobie poukładał. Na pewno prędzej czy później do mnie przyjdzie.
- Levi?
Oho? O wilki mowa!
Korzystając z okazji, że stoi tyłem do dowódcy, Levi pozwolił sobie na rozmarzony uśmiech. Jednak po chwili odchrząknął i przywołał na twarz swój zwykły wyraz twarzy. Pierwszy raz w życiu czuł się kochany i zajebiście się z tego cieszył, ale to jeszcze nie powód, by zamieniać się w zawstydzoną panienkę.
- A więc Śpiący Królewicz nareszcie podniósł się z wyra? – zagaił uszczypliwym tonem, odwracając się do Erwina.
Ich koszule wisiały na sznurku, więc Smith narzucił na nagą pierś jedynie brązową kurtkę Korpusu Zwiadowczego. Materiał sięgał mu do połowy brzucha, co było całkiem zabawne. I seksowne.
Levi musiał użyć całej swojej siły woli, by się nie zarumienić.
W przeciwieństwie do niego, Erwin nie zdołał zapanować nad reakcją swojego ciała. Objął wzrokiem obnażony tors podwładnego, a jego policzki pokryły się warstwą różu.
- Nie jest ci zimno? – Zbliżył pięść do ust i odchrząknął.
Nie. Ogrzewa mnie myśl, że pewien przystojny facet z Powierzchni wyznał mi miłość.
Jednak podobne zdanie zabrzmiałoby w chuj poetycko, więc Levi zachował je dla siebie.
- Mam grubą skórę – oznajmił, wkładając dłonie do kieszeni spodni i idąc w stronę dowódcy.
- Tak czy siak, nie powinieneś paradować po dziedzińcu pół-goły. – Wzdychając, Erwin pokręcił głową. – W takich warunkach to jak proszenie się o chorobę.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...