Na ścianie było dziesięć białych kresek. Levi wziął kredę i dorysował jeszcze jedną. Dobrze, że on i Erwin nareszcie mieli coś, co mogli wykorzystać do pisania po kamieniach – była to jedna z najpożyteczniejszych rzeczy, jaką znaleźli w ciągu ostatnich jedenastu dni.
Jedenaście dni...
Wciąż nie mógł uwierzyć, że siedzieli tutaj taki szmat czasu! Od momentu ich przybycia zamek zmienił się nie do poznania – nie przypominał już opuszczonej twierdzy lecz pełnoprawną ludzką rezydencję.
Z komina non stop unosił się dym. Podobnie jak z potężnego ogniska, które dwaj Zwiadowcy rozpalali na dziedzińcu każdego ranka. Levi był przekonany, że zrobią to również i dzisiaj, ale gdy tylko podniósł się posłania, usłyszał o nagłej zmianie planów.
- Jesteś pewien? – zapytał, mierząc przełożonego uważnym wzrokiem.
Jeszcze nie rozpoczęli dnia, więc mieli na sobie jedynie białe spodnie Zwiadowców. Levi opierał rękę o ścianę i zakładał buty. Natomiast Erwin siedział na posłaniu, splatając przed sobą palce dłoni. Siniaki na jego nagiej piersi zdążyły niemal całkowicie wyblaknąć, lecz wciąż miał problem z wykonywaniem różnych codziennych czynności.
- Nasze zapasy drewna są niebezpiecznie blisko wyczerpania – powiedział bezbarwnym głosem. – Jeżeli dalej będziemy zużywać takie ilości, nie będziemy mieli czym ogrzać się w nocy. Koniec z sygnałami dymnymi.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
„Dawaliśmy znaki przez cały tydzień. Gdyby mieli nas znaleźć, już by to zrobili."
Żaden z nich nie powiedział tego na głos, ale obaj świetnie zdawali sobie z tego sprawę. Rezygnacja z palenia ognisk oznaczała, że oficjalnie przestają czekać na ratunek.
Levi dziwił się samemu sobie, jak bardzo go to nie ruszyło.
- Jak rozkażesz – powiedział.
Podszedł do okna, przy którym stała miska z wodą, i zaczął energicznie myć pachy oraz twarz. Od paru dni to był jego rytuał. Choć przebywał na Powierzchni, ponownie funkcjonował według zasad Podziemia: wstać, przeżyć i pójść spać. Z jednej strony cholernie go to przygnębiało, ale z drugiej strony cieszył się, że przynajmniej utknął w tym bagnie mając miłe towarzystwo.
Kiedy skończył się myć, uchwycił swoje odbicie w szybie okna i mlasnął z niezadowoleniem. Jeszcze nigdy w życiu nie miał takiego zarostu!
- Wyglądam jak Kenny po tygodniu nieustannego chlania! – skomentował zniesmaczonym tonem.
Co było w cholerę ironiczne, jako że od dawna nie miał w ustach alkoholu. Tak czy siak, obecny wygląd był dla niego nie-do-przy-ję-cia. Nie miał pojęcia, kiedy przyjdzie mu zdechnąć, ale chciał wtedy sprawiać wrażenie człowieka z klasą.
Dlatego chwycił swój zaufany nóż i zaczął nim jeździć po policzku.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zaniepokoił się Erwin. – To coś jest w stanie przeciąć skórę tytana.
W ostatnim czasie prowadzili żywe dyskusje na temat tego noża. Zdaniem Smitha, ostrze miało podejrzanie podobną konsystencję do powierzchni Murów, które od lat chroniły ludzkość. Levi zwykle reagował na te spostrzeżenia przewracaniem oczami.
- To zwykły nóż – mruknął, naciągając skórę policzka, by łatwiej zgolić rząd włosków. – Jak każda tego typu broń, ma wiele zastosowań.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanficLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...