Rozdział 6 - Zabójcza cytryna

360 32 113
                                    

Śniadanie trwało w najlepsze, lecz Hanji nie było nigdzie widać.

Levi siedział przy stoliku sam jak palec, powtarzając sobie, że powinien się cieszyć, jednak w duchu czuł coraz większe przygnębienie.

Koniec z rozlewaniem herbaty. Nigdy więcej syfu przy stole! Żadnych durnych wykładów o tytanach i smarkach z nosa. Innymi słowy – święty sposób.

To jasne, że tego właśnie chciał. Przez ostatnie dni niemal się o to modlił, ale...

Jakie znowu „ale?" – zapytał jego własny wewnętrzny głos. – Chyba mi nie powiesz, że tęsknisz za tą irytującą, czterooką wariatką?

Wybitnie zły na samego siebie, Levi chwycił krawędzie kubka i upił łyk herbaty.

To nie tak, że brakowało mu tej okularnicy, albo coś w ten deseń! Po prostu się o nią niepokoił. I tyle!

Świruska w Brylach wydawała się mieć talent do pakowania się w kłopoty. A jeśli coś jej się stało? Na przykład została porwana? Albo postanowiła potajemnie przekraść się za mury, by pobrać wydzielinę z dupska tytana?

To przecież niemożliwe, by ot tak odpuściła sobie maltretowanie Leviego. Wczorajsze dociskanie do ściany mogło ją trochę wystraszyć, to jasne, podobnie jak groźba powyginania nogi, ale chyba nie do tego stopnia, by...

- Nie obraziła się na ciebie, jeśli tym się martwisz – powiedział czyjś łagodny głos.

Levi zadarł głowę do góry i skrzywił się z niesmakiem na widok znajomej blond czupryny.

- Nie martwię się – burknął do Erwina. – A nawet jeśli, to na pewno nie tym, co myślisz!

- A więc czym?

- Twoim układem z czterooką wariatką. Wy chyba rzeczywiście jesteście w zmowie. Gdy tylko przestała zawracać mi głowę, od razu przylazłeś na jej miejsce.

Smith postawił tackę z jedzeniem na stole i usiadł naprzeciwko Leviego.

- Hanji ma pewne sprawy do załatwienia w Korpusie Treningowym – wyjaśnił. – Wróci za parę dni.

- Nie pytałem.

- Nie zrezygnuje z waszych spotkań, tylko dlatego że próbowałeś ją nastraszyć. Gdy na czymś jej zależy, jest nieustępliwa.

- Podobnie jak ty, Smith.

- Erwin – poprawił jasnowłosy mężczyzna, patrząc Leviemu w oczy.

Przybysz z Podziemia chciał buntowniczo oznajmić, że nie będzie zwracał się do Smitha tak poufale. Jednak z nieznanych sobie powodów, pozwolił napiętym ramionom opaść i pokonanym tonem oznajmił:

- A zatem, Erwin – zrobił krótką pauzę, by imię mogło wybrzmieć – masz do mnie jakąś sprawę? Czy przylazłeś jedynie po to, by usprawiedliwić nieobecność Hanji?

- Właściwie to, owszem, mam sprawę. – Smith splótł palce na blacie. Minę miał ponurą. – Dowiedziałem się czegoś niepokojącego.

- W sprawie Lobova? – Dłoń Leviego mocniej zacisnęła się na widelcu.

Erwin wydał zrezygnowane westchnienie.

- Pracuję nad tym, ale nie. Chodzi o coś innego. Chciałem cię ostrzec.

- Jeśli ten złamas nasłał na mnie płatnych zabójców, to żaden z nich nie zdoła nawet...

- Miałem na myśli coś nieco mniej poważnego – podkreślił Smith. – Keith ma ostatnio zły humor.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz