- Żeby móc stworzyć skuteczny plan ucieczki, musiałem najpierw ustalić, gdzie dokładnie się znajdujemy i ile czasu zajmie nam dotarcie do murów – powiedział Erwin. – Opierając się na informacjach z książki i raportach z wypraw, stworzyłem przybliżoną mapę.
Postukał czubkiem palca w obrazek na ścianie.
Levi stał obok swojego dowódcy, krzyżując ramiona na piersi.
- Raporty z wypraw? – powtórzył sceptycznym tonem. – Ale przecież nie masz ich przy sobie...
- Bycie pracoholikiem ma swoje plusy – Smith ponuro się uśmiechnął. – Widziałem te raporty tyle razy, że praktycznie znam je na pamięć.
Odchrząknął i po krótkiej pauzie zaczął tłumaczyć:
- Jeśli moje założenia są prawidłowe, obecnie znajdujemy się w Górach Shira. Kilka razy widzieliśmy je podczas ekspedycji, ale nigdy się do nich nie zbliżyliśmy. Nie mieliśmy ku temu powodu.
Levi wrócił pamięcią do ostatnich wypraw. Nie przypominał sobie, by podczas którejkolwiek widział jakieś góry – co najwyżej zarysy szczytów. Co musiało oznaczać, że ich obecna kryjówka znajdowała się cholernie daleko od murów.
- Jak zapewne pamiętasz, dostaliśmy się tutaj dzięki rzece – ciągnął Erwin, wodząc palcem po linii, która biegła przez środek mapy. – Nazywa się Fada i jest jedną z największych, jakie odnotowaliśmy poza murem. Płynęliśmy nią aż do tego rozwidlenia, gdzie wypadliśmy z głównego nurtu i wylądowaliśmy w mniejszej rzece. Czy raczej: w strumieniu. Jeszcze nie został przez nikogo odkryty, więc pozwoliłem sobie nazwać go Goirid! – zakończył, uśmiechając się i z dumą wypinając pierś.
Levi uniósł brew, dając dowódcy do zrozumienia:
„Nie jestem w nastroju by patrzeć, jak bawisz się w odkrywcę!"
Skojarzyło mu się to z Hanji i jej durnowatym zwyczajem do nazywania tytanów, gdy ludzie wokół walczyli o życie.
Zawstydzony swoją beztroską, Erwin zaczerwienił się i rozmasował kark.
- Tak czy siak... - powiedział już zupełnie poważnym tonem. – Odległość, jaką musimy pokonać, by wrócić do domu, to jakieś sto kilometrów. Mniej więcej tyle samo co między Murem Marii i Murem Róży. Nie tak źle, prawda?
- „Nie tak źle"? – powtórzył Levi, patrząc na Erwina jak na wariata. – Kiedy stałeś się skrajnym optymistą?
- Sto kilometrów to nie tak daleko, Levi – odparł Smith, nie tracąc opanowania. – Podczas treningu w Korpusie Kadetów zdarzało mi się pokonywać większe dystanse.
- Tylko że wtedy nie miałeś połamanych żeber ani utrudnienia w postaci tytanów. – wycedził czarnowłosy żołnierz.
Erwin otworzył usta, by coś powiedzieć.
- Ale mniejsza. – Levi uniósł dłoń, by uciszyć dowódcę. Drugą ręką rozmasował sobie przestrzeń między oczami. – Wrócimy do tego później. Powiedz mi, jak ustaliłeś, że stąd do Muru jest sto kilometrów? Rozumiem, że znasz teren, ale chyba nie wyciągnąłeś sobie tej odległości z dupy?
- Nie – odpowiedział nieco urażony Smith. – Obliczyłem ją, patrząc na Juniora.
- Że co?
- Nie tylko ty bywałeś w przeszłości nagabywany przez Hanji. – Pułkownik ponuro się uśmiechnął i wskazał na tabelę liczb, którą narysował obok mapy. – Nasza przyjaciółka odstrasza od siebie ludzi, dzieląc się z nimi obrzydliwymi ciekawostkami... jednak zgromadzone przez nią informacje bywają niezwykle pożyteczne. Podczas wielu lat pracy w Korpusie, policzyła średnią prędkość, z jaką poruszają się tytany. Junior ma pewne cechy odmieńca, ale porusza się na dwóch nogach i raczej nie ma tendencji do sprintu.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...