- Jesteśmy skończonymi idiotami! – to była pierwsza rzecz, którą powiedział, gdy wreszcie przypomniał sobie, jak się mówi.
- „Jesteśmy"? – zdumionym głosem powtórzył Erwin. – Ty i ja?
- Tak, kurwa! – Czarnowłosy żołnierz zacisnął zęby. - Niech to wszystko szlag trafi!
Obsydianka potrząsnęła grzywą i zarżała z niezadowoleniem.
- Levi, nie krzycz tak – pouczył podwładnego Smith. - Stresujesz konia. A poza tym, jak będziesz robił za dużo hałasu, ściągniesz na nas tytany.
Jakby na potwierdzenie tych słów, liście pobliskiego drzewa złowrogo zaszeleściły. Szczęśliwie dla dwójki Zwiadowców okazało się, że był to jedynie ptak, który zerwał się do lotu. Mimo to krótka chwila niepokoju skutecznie zniechęciła Leviego do wydzierania się na całą okolicę.
- Racja – wymamrotał dawny zbir. - Wybacz.
Nie zamierzał już więcej podnosić głosu, ale to jeszcze nie znaczy, że się uspokoił.
Z zewnątrz mógł sprawiać wrażenie opanowanego, jednak w środku aż się gotował.
- Po prostu nie mogę sobie podarować, że byłem tak beznadziejnie głupi! – przyznał się Erwinowi.
- Ty byłeś? – zza jego pleców dobiegł zdumiony głos Smitha. - Levi, przepraszam, ale... nie do końca rozumiem. Przecież to ja dopiero co przyznałem się do podjęcia lekkomyślnej decyzji. To ja straciłem nerwy i zachowałem się jak...
- Nie byłeś jedynym naiwnym kretynem, który dał się wciągnąć w gierki Ollsona.
- Ollsona?
- Tak się nazywa tamtej chuj z kolczykami. Ustaliłem to, gdy pytałem o niego w więzieniu. Kurwa mać... od początku miałeś rację! Kiedy rozwalałem ci gabinet, ostrzegałeś mnie, że nie powinniśmy się ze sobą kłócić, bo naszym wrogom dokładnie o to chodzi. Daliśmy się im wyruchać jak jacyś kretyni! Nie mogę uwierzyć, że zafundowali nam podwójny blef. Tobie naopowiadali bzdur o dowodach w pościeli i a mnie ściemniali w żywe oczy, mówiąc, że zorganizowałeś własne porwanie. Jak jeszcze kiedyś dostanę Ollsona w swoje ręce, to przysięgam, że...
- Chwila moment! – sapnął Erwin. - Że CO ci powiedzieli?
Noż kuuurwa, no! – w myślach zaklął Levi.
Że też musiało mu się to wymsknąć! Niech to szlag.
- To dlatego tak dziwnie się zachowywałeś, gdy było już po wszystkim? – oniemiałym tonem spytał Smith. - Levi... ale chyba nie uwierzyłeś, że ja...?
- Eee... nie – nerwowo się śmiejąc, odparł dawny zbir. - W zasadzie to nie uwierzyłem.
Gdy tylko wypowiedział ostatnie zdanie, zamknął oczy i wymamrotał w myślach kolejne przekleństwo. Jak na kogoś z przestępczą kartoteką nigdy nie był zbyt dobry w opowiadaniu kłamstw. Doskonale wiedział, że Erwin go przejrzy. A skoro tak, to równie dobrze mógł się przyznać.
- No, może przez króciutki moment miałem chwilę zawahania – wymamrotał zawstydzonym tonem.
- Chwilę zawahania? – W głosie Smitha dało się słyszeć subtelną nutę oburzenia. - Levi... ja się omal nie utopiłem! A poza tym, naprawdę myślisz, że mógłbym beztrosko bawić się z tobą w knajpie, by jeszcze tego samego wieczoru zorganizować własne porwanie?!
- Miałem mętlik w głowie, jasne? – syknął Levi.
Jedyną dobrą stroną tej upokarzającej sytuacji było to, że miał Erwina za plecami i nie musiał patrzeć na jego zbulwersowaną minę.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...