Hess wyciągnął zapałki, by uruchomić starą kuchenkę. Następnie postawił czajnik na ogniu i otworzył szafkę, by wyciągnąć filiżankę. Co ciekawe, oprócz naczyń na półkach stało też wiele puszek, które zostały opisane nazwami różnych rzadkich herbat. Erwin zaczął mieć pewne podejrzenia co do miejsca, w którym się znajdowali...
Jednak nie bardzo miał czas, by się nad tym zastanowić, bo Lobov rozpoczął swoją opowieść.
- Dawno temu był sobie szlachcic. Uważano go za jednego z najpotężniejszych ludzi w obrębie Murów. Mimo to pozostali arystokraci mu nie ufali. Zawsze trzymał się na uboczu, unikając spotkań towarzyskich. Krążyła plotka, że oprócz potężnych włości ma gdzieś ukrytą podziemną bibliotekę, pełną starożytnych tekstów. Niestety... bez konkretnych dowodów zdrady pozostawał nietykalny.
Erwin zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał o wspomnianym arystokracie, co już samo w sobie było dla niego niezwykle interesujące.
- Tym, który wreszcie zapędził go w kozi róg, byłem ja – oznajmił Lobov. - Dowody, które przeciwko niemu zgromadziłem, były tak solidne, że wystarczyłyby, aby wysłać na szubienicę całą jego rodzinę. Mogłem go wydać, jednak postanowiłem tego nie robić. Zamiast tego zaproponowałem mu, by oddał mi za żonę swoją jedyną córkę, Elsę. Nie chciał się zgodzić, ale skoro alternatywą była śmierć ich wszystkich...
Wzruszył ramionami i po krótkiej pauzie dokończył:
- Podjął właściwą decyzję. Koniec końców, tak czy siak zginął, ale przynajmniej ochronił córkę. Ja zaś ubiłem interes życia. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Oparł dłonie o parapet i mocno wpił palce w drewno.
- Byłem pewien, że Elsa odziedziczy majątek, a ja... jako jej troskliwy mąż... otrzymam pełne prawo, by nim zarządzać. Jednak zdradziecki szlachcic mnie przechytrzył.
„Zdradziecki szlachcic". Erwin zaczął się zastanawiać, czemu Lobov po prostu nie wymieni jego nazwiska. Czy to dlatego że darzył go wielką niechęcią? A może uważał, że mógłby niechcący ujawnić zbyt wiele?
Jeśli przeżyję, muszę dokładnie zbadać tę sprawę! – poprzysiągł sobie Smith.
Lobov kontynuował opowieść:
- W testamencie powołał się na staroświecką zasadę, że jego dziedzicem może zostać tylko spokrewniony z nim potomek płci męskiej. Innymi słowy... dopóki Elsa nie urodziła syna, majątek znajdywał się poza zasięgiem kogokolwiek.
Zaśmiał się pod nosem i dokończył:
- Podstępny drań... Nieźle to sobie wymyślił. Od dziesiątek lat kobiety dziedziczą tytuły i bogactwa na równi z mężczyznami. ALE okazuje się, że chociaż równość płci stała się faktem, prawo w żaden sposób nie zabrania dyskryminacji. A zwłaszcza w kwestii dziedziczenia.
Hess podszedł do swojego pana z filiżanką gotowej herbaty. Jednak Lobov zbył go lekceważącym machnięciem ręki i zamiast tego skinął na butelkę czerwonego wina, która stała na kuchennym blacie.
- Nie wydaje mi się, by mój teść rzeczywiście dyskryminował swoją córkę – ciągnął, cały czas wpatrując się w krajobraz za oknem. - Prawdopodobnie chciał się upewnić, że nie pozbędę się jej tuż po jego śmierci. A może liczył, że to ona skończy ze mną i znajdzie sobie nowego męża? Wcale bym się nie zdziwił.
Erwin całkowicie się z tym zgadzał. Gdyby miał zgadywać, uznałby, że właśnie taki był zamysł tajemniczego arystokraty.
- Tak czy siak, potrzebowałem dziedzica – westchnął Lobov. - Im wcześniej, tym lepiej. I naiwnie liczyłem, że moja żona będzie miała podobne podejście...
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...