Rozdział 72 - Przyjemne z pożytecznym

287 25 141
                                    

Śmierć Uriego Reissa była kurewsko przykra.

Ale nie dlatego że facet był dobrym człowiekiem i ludzie go uwielbiali. Chuj z ludźmi! Oni się nie liczą.

Nie chodziło też wcale o to, że Uri miał nieszablonowy sposób myślenia i jak nikt inny wierzył w pokój na świecie. Jebać pokój! Nie było go, nie będzie i chuj!

Nie w tym rzecz.

Prawdziwą tragedią wynikającą ze śmierci Uriego Reissa był fakt, że Kenny Ackermann zaczął się nudzić.

Ech, kurwa...

Jego życie już wcześniej było puste i bezsensowne, ale po odejściu najdroższego władcy to już w ogóle zrobiło się chujowe.

No bo, jak Uri żył, to przynajmniej zlecał różne zadania, głaskał po głowie, chwalił za dobre sprawowanie, okazjonalnie wyruchał...

A gdy kopnął w kalendarz, zabrał ze sobą cały sens życia. Lista rzeczy sprawiających Kenny'emu przyjemność ograniczyła się do zaledwie paru podpunktów, w dodatku musiał porządnie się wysilić, żeby je wszystkie wymienić.

Wkurwianie siostrzeńca, zabijanie Żandarmów, wkurwianie siostrzeńca, potajemne wyzywanie Roda od spasionych kutafonów, wkurwianie siostrzeńca, a okazjonalnie jeszcze wkurwianie siostrzeńca.

O, tak! Właśnie w ten sposób lubił spędzać wolny czas i ani trochę się tego nie wstydził. Żadnego poczucia winy. Zero!

Jego hobby w żaden sposób nie odbiegało od normalności, a jeżeli ktoś twierdził inaczej, to był zacofanym chujem, który miał ograniczoną wyobraźnię i patrzył na wszystko ze złej strony.

Kenny nie mordował Żandarmów, ponieważ miał powaloną osobowość. Te pizdusiowate dupki w mundurach były szkodnikami na jego podwórku, więc się z nimi rozprawiał. I tyle! Do ogrodników tępiących mszyce i myśliwych, którzy odstrzeliwali zające, jakoś nikt się nie dopierdalał, więc dlaczego Kenny miałby mieć wyrzuty sumienia z powodu paru kretynów?

Czy też parunastu.

Nie żeby ich liczył.

Jeśli chodziło o Roda, też nie mógł sobie nic zarzucić. Oficjalnie raczył grubasa miłymi słówkami, jak przystało na dobrego poddanego, więc chyba zasługiwał na to, by przynajmniej potajemnie nazywać go po imieniu? Czyli „spasiony kutafon". Uri zapewne pogniewałby się o tak dosadny dobór słów, ale skoro umarł, bezpowrotnie stracił prawo głosu.

Podobnie jak Kuchel.

Ech, ona z pewnością miałaby wiele do powiedzenia na temat metod wychowawczych, jakie „najdroższy brat" stosował wobec jej syna. Kenny czasem nawet przyłapywał się na wyrzutach sumienia i wstawał z łóżka obiecując sobie, że „od dzisiaj będzie lepszym wujkiem"... lecz zapominał o tym postanowieniu jeszcze przed śniadaniem, bo Levi miał tak cudownie drażliwą osobowość, że wkurwianie go to była czysta przyjemność!

W zasadzie to jedyna sensowna przyjemność, jaka została Rozpruwaczowi po śmierci Uriego.

A poza tym dochodziły do tego jeszcze kwestie czysto praktyczne, bo gdy mały szczur dostawał szału, łatwiej było wpoić mu różne przydatne umiejętności, takie jak łamanie kości i wybijanie zębów.

- Grunt to umieć połączyć przyjemne z pożytecznym! – Kenny podśpiewywał sobie czasem przy kuflu piwa.

Ludzie mogli o nim gadać, co chcieli, ale wszystko, co robił Leviemu, czynił „dla jego dobra".

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz