Ciemność. Ciągnący się nad taflą wody drewniany most wydawał się nie mieć końca.
Levi pędził przed siebie, dysząc z wysiłku. Nie widział wokół siebie żadnego lądu, co odrobinę go przerażało, jednak nie zamierzał się zatrzymywać. Choćby miał biec przez wieczność, nie porzuci Erwina!
Zaczął już tracić nadzieję, ale wtedy ujrzał to, czego szukał – porzucony powóz, chyboczący się na skraju uszkodzonego mostu. Przednie koła były już zanurzone w wodzie i wszystko wskazywało na to, że reszta pojazdu wkrótce pójdzie w ich ślady. Nie było czasu do stracenia.
- Erwin! – wyrzucił z siebie Levi, z impetem otwierając drewniane drzwiczki.
Jasnowłosy pułkownik tkwił skulony w kącie, a jego ręce i nogi były związane grubymi sznurami. Choć wyglądał na zmęczonego i sponiewieranego, zdobył się na słaby uśmiech.
- Levi – odezwał się, patrząc na wybawcę ciepłym wzrokiem. – Zacząłem się już niecierpliwić.
Klnąc pod nosem, Levi wziął dowódcę na ręce i wyniósł go z powozu. Jako że Erwin był od niego dwa razy większy, musiało to wyglądać komicznie.
Gdy tylko znaleźli się na pomoście, pojazd kompletnie zsunął się do wody i zniknął w ciemnej otchłani. Levi odprowadził go zaniepokojonym wzrokiem. Potrząsnął głową, po czym szybko rozwiązał więzy wokół kostek i nadgarstków Erwina, mrucząc pod nosem przekleństwa.
- Co ty sobie myślałeś? – wydyszał, klęcząc obok Smitha, który siedział z wyciągniętymi przed siebie nogami i masował czerwone ślady pozostawione przez sznur. – Wiesz, jak bardzo mnie przestraszyłeś, sukinsynie?
- Przykro mi, że się o mnie martwiłeś – odparł Erwin. – Choć nie miałeś powodu. Levi, Levi... powinieneś wiedzieć, że nie umrę, dopóki nie skończę tego, co zacząłem.
- No tak.
Czarnowłosy żołnierz cicho prychnął. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że podobnie jak dowódca ma na sobie mundur Zwiadowcy.
- Ktoś musi wytępić te wszystkie tytany – podsumował ponurym głosem, odwracając wzrok.
- Nie mówiłem o tytanach. – Erwin ujął podbródek Leviego i delikatnie przekręcił twarz drugiego mężczyzny, tak by spojrzeli sobie w oczy.
Dostrzegłszy żar w spojrzeniu dowódcy, czarnowłosy żołnierz spłonął rumieńcem.
- Chciałbym dokończyć to, co zaczęliśmy przed pokojem Hanji – szepnął Smith, pochylając się do przodu.
Róż na policzkach Leviego stał się jeszcze intensywniejszy.
- „To" znaczy... co? – wybełkotał dawny mieszkaniec Podziemi.
Byli teraz tak blisko siebie, że czuł na wargach oddech Erwina.
Smith powoli przejechał kciukiem po dolnej wardze podwładnego, sprawiając, że drobny mężczyzna rozchylił usta.
- To, o czym myślisz już od dawna – wymruczał pułkownik.
- S-skąd... skąd w ogóle pomysł, że o tym myślę?!
Levi za wszelką cenę starał się wyglądać na oburzonego, ale nawet dla samego siebie nie wypadł przekonująco.
Erwin zaśmiał się pod nosem.
- Bez obaw. Ja też o tym myślę. Obsesyjnie.
Wypowiedział ostatnie słowo dyskretnym i pełnym napięcia głosem, jakby zdradzał sekret. A potem przycisnął swoje wargi do ust podwładnego.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...