Stworzyli coś na kształt Miniaturowej Formacji Dalekiego Zasięgu. Pięć koni biegło w pewnym oddaleniu od siebie, wspólnie tworząc kształt strzały. Hanji znała teren najlepiej ze wszystkich, więc jechała w samym środku i odpowiadała za wyznaczanie kierunku. Erwin siedział za jej plecami, dzięki czemu mógł jej podpowiadać.
Po obu stronach okularnicy byli Gelgar oraz Moblit, z którym jechał Levi. Mike i Nanaba odpowiadali za chronienie skrzydeł i likwidowanie ewentualnych tytanów. Choć jak dotąd nie musieli tego robić, bo ich mała formacja dość sprawnie omijała wszelkie zagrożenia. Nie bez znaczenia był też fakt, że podróżowali bez powozów, więc mogli poruszać się z większą prędkością niż podczas „normalnych" wypraw".
A, nie da się ukryć, że zależało im na jak najszybszym powrocie.
Levi i Erwin byli tak wstrząśnięci tym, co usłyszeli na temat Shadisa, że kompletnie zapomnieli o bólu i zmęczeniu.
- To genialne – w pewnym momencie stwierdził Smith. Jego głos był mieszaniną zniesmaczenia i podziwu. – Nie mogę uwierzyć, że wcześniej na to nie wpadłem!
Odległość między nim i Levim była na tyle mała, że słyszeli się bez problemu.
- Możesz mówić jaśniej? – burknął dawny zbir. – Wciąż za cholerę nie rozumiem, co jest takiego genialnego we wrobieniu Starego Dziada w morderstwo.
- Takie coś oznacza Egzekucję Wizerunkową – ponurym tonem wyjaśnił Erwina. – Nie tylko dla Keitha, ale dla całego Korpusu Zwiadowczego!
Słysząc określenie „Egzekucja Wizerunkowa" czarnowłosy żołnierz zacisnął zęby.
- Powiedziałem, żebyś mi to wyjaśnił, a nie jeszcze bardziej wszystko skomplikował.
- Po całym zamieszaniu wokół kurwa-wianka na pewno zrozumiałeś jedną rzecz, Levi – zamiast Smitha odpowiedziała Hanji.
Jej głos nie był – tak jak zwykle – pełen ekscytacji, lecz spokojny i miarowy. Szalona pułkownik patrzyła przed siebie z poważną miną.
- Sens istnienia naszego Korpusu w dużej części zależy od opinii publicznej – powiedziała, głęboko wzdychając. – Ludzie mogą nas uważać za psycholi, głupoli albo marzycieli o tendencjach samobójczych, ale dopóki jesteśmy poważną instytucją wojskową, nie będą chcieli się nas pozbyć. Ile „podatków byśmy nie zmarnowali", ratuje nas to, że robimy to w imię dobra współobywateli. To teraz wyobraź sobie...
Zamknęła oczy, jakby coś sprawiło jej ból. Gdy ponownie uchyliła powieki, jej brązowe tęczówki były pełne goryczy.
- Jak myślisz, co wszyscy sobie pomyślą, gdy dowiedzą się, że nasz dowódca zaaranżował śmierć swojego następcy?
- Ale chyba nie uważają, że wojsko składa się z samych świętoszków? – żachnął się Levi. – Nie uwierzę, że przez sto lat tkwienia za Murami żaden gamoń należący do Żandarmerii nie zamordował kolegi! W Straży Murów też musiało się to zdarzyć. Podobnie jak u nas.
- Tylko że Keith nie jest pierwszym lepszym żołnierzem, Levi – z krzywym uśmiechem zauważył Erwin.
- Ty zresztą też nie. – Hanji powiedziała do Smitha. – To nasz własny „Chłopiec z Plakatów!" – pokazała go kciukiem.
- Nie lubię, gdy mnie tak nazywają... - wymamrotał Erwin.
- Ale to nie zmienia faktu, że jest pan znany – zauważył Moblit. – Levi... sądzę, że prościej będzie ci to zrozumieć, gdy pomyślisz o tym jak o książce. Kiedy czytasz jakąś opowieść, po pewnym czasie postrzegasz niektórych ludzi jak bohaterów, a innych jako złoczyńców. Nie ma znaczenia, czy rzeczywiście nimi są: liczy się to, w jakim świetle przedstawi ich autor powieści.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...