Słysząc słowa dowódcy, Levi uniósł brew. Czyżby mimo wszystko szykowała się zjebka? Henning ewidentnie na to liczył. Stał nieopodal ławki, na której siedziała Lynne, i kiwał się w miejscu jak podekscytowany szczeniak.
Levi i Erwin nieznacznie oddalili się od placu treningowego i zatrzymali się w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć. Czarnowłosy żołnierz zerknął na Mike'a, który podniósł się z ziemi i właśnie otrzepywał się z brudu. Levi odchrząknął.
- Nie złamałem mu jego bezcennego nochala, jeśli tym się martwisz – wymamrotał zawstydzonym tonem. – Wiem, że będzie go potrzebował.
Zabrzmiało to tak, jakby nie tłumaczył się wyłącznie przed Erwinem, ale i przed samym sobą. Czy to możliwe, że martwił się o Zachariasa? Ale przecież nawet gnoja nie lubił!
Bo nie lubił. Nie?
- Potrzebuję więcej czasu – rzucił Erwin.
Levi, który spodziewał się czegoś zupełnie innego, posłał dowódcy zdezorientowane spojrzenie.
- W sprawie Lobova – sprostował Smith.
Policzki czarnowłosego żołnierza pokryły się rumieńcem. Dawny mieszkaniec Podziemia nie chciał tego przyznawać, ale zupełnie zapomniał o zawartym parę tygodni wcześniej układzie. W dodatku za cholerę nie umiał wytłumaczyć, jak to się stało. W końcu ta sprawa była dla niego diabelnie ważna! Nie mógł o niej... tak po prostu zapomnieć.
To zapewne wina napiętego harmonogramu. Właśnie tak! W ostatnim czasie czytał tyle książek i tak często sprzątał Erwinowi gabinet, że ledwo miał czas na cokolwiek innego. To normalne, że sprawa Lobova wyleciała mu z głowy.
Przecież to nie tak, że zżył się ze Zwiadowcami i zaczął traktować ten przeklęty Korpus jak dom. To nie tak, że znalazł swoje miejsce na świecie i nic więcej go nie obchodziło. Absolutnie nie!
Tak czy siak, nie mógł po prostu stać i gapić się na Erwina z zawstydzoną miną. Powinien zareagować jak ktoś, dla kogo udupienie Lobova stanowiło priorytet. W końcu rzeczywiście kimś takim był - nawet jeśli przypomniał sobie o tym dopiero teraz.
- Umówiliśmy się, że rozprawisz się z tym dupkiem przed następną ekspedycją – zwrócił się do dowódcy lodowatym tonem. - A to oznacza, że masz jeszcze dwa miesiące. Cholernie szybko wymiękłeś, Smith.
- Nie wymiękłem, tylko poprosiłem o więcej czasu.
- Dwa miesiące to w chuj dużo czasu! Mógłbym już dzisiaj pojechać do rezydencji Lobova i poderżnąć skurwielowi gardło. Zajęłoby mi to marne kilka godzin.
- Tak, tylko że nam nie chodzi o zabicie Lobova – Erwin powiedział tak cierpliwym tonem, że Levi miał ochotę mu przyłożyć. - Chcemy go pogrążyć w taki sposób, by żaden z nas nie wylądował za kratkami. To wykonalne, ale wymaga ostrożnych działań i wielu miesięcy planowania. Przypominam ci, że już raz byłem w posiadaniu niepodważalnych dowodów przeciwko naszemu ulubionemu arystokracie, ale to nie wystarczyło, by podkopać jego pozycję. Tym razem nie chcę popełnić tego błędu.
- Może twój błąd polega na tym, że za dużo kombinujesz? – zakpił dawny mieszkaniec Podziemi. - Po prostu przestań się cackać i naślij na gnoja płatnych zabójców. Znajdź takich, których nie będzie można z nami powiązać i niech załatwią sprawę. No, chyba że boisz się pobrudzić sobie rączki?
- Moje ręce już od dawna są skąpane we krwi, Levi – z rezygnacją odparł Smith. - Nawet bardziej niż twoje.
To było dość... nieoczekiwane stwierdzenie. Levi wpatrywał się w dowódcę, zastanawiając się, co u diabła miał na myśli.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanficLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...