Rozdział 20 - Sekret Henninga

414 33 91
                                    

Erwin oparł dłonie o blat biurka i gwałtownie podniósł się w miejsca.

- Nie wstawaj. – Mike ostudził zapał dowódcy, unosząc rękę. – Już sobie poszli.

Przez twarz Smitha przeszedł cień rozczarowania.

- Zakładam, że to ta sama para co wcześniej – Pułkownik z powrotem opadł na krzesło. – Niska kobieta z ciemnymi włosami i wysoki blondyn?

Zacharias potwierdził skinieniem głowy.

- Dlaczego pozwoliłeś im odejść? – spytał Erwin. – Trzeba było ich do mnie przyprowadzić, żebym mógł ustalić...

- Kiedy się pojawili, nie byłem sam. – Mike wszedł dowódcy w słowo. – Akurat... O, dzień dobry.

Dopiero teraz dostrzegł Leviego. Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli, nie odzywając się ani słowem. Zacharias wyglądał na speszonego, zaś Levi emanował chłodem.

- Akurat? – Erwin cicho odchrząknął.

Mike potrząsnął głową, niczym wyrwany z transu. Zamknął za sobą drzwi, przeszedł przez gabinet, oparł plecy o półkę z książkami i skrzyżował ramiona.

- Dowódca Shadis był w pobliżu, gdy zaczęli o ciebie pytać – wyjaśnił, ponuro patrząc na Erwina. – Kiedy zobaczył, że z nimi rozmawiam, natychmiast do nas podszedł i wysłał mnie do zamku po jakąś pierdołę. To było polecenie służbowe, więc nie mogłem odmówić.

- Rozumiem. – Smith wydał zrezygnowane westchnienie. – Zgaduję, że jak tylko odszedłeś, sam zaczął z nimi rozmawiać. Udało ci się usłyszeć chociaż fragment konwersacji?

- Nie podnosili głosów, więc nie. Ale po ich minach można było wywnioskować, że o coś się sprzeczali. Jednak nie wyglądało to na poważną kłótnię. Dowódca Shadis przez cały czas był bardzo spokojny. Kiedy wykonałem powierzone zadanie i wróciłem na poprzednie miejsce, czekał na mnie. Chyba domyślił się, że będę chciał porozmawiać z tamtą parą z Żandamerii.

- Co dokładnie ci powiedział?

Mike zaśmiał się pod nosem.

- „Najchętniej zabroniłbym ci mówić o tej sytuacji Erwinowi... ale wiem, że jesteś wobec niego bezgranicznie lojalny, więc i tak mnie nie posłuchasz. Zatem idź do niego i przekaż mu, by nie zawracał sobie tym głowy. To głupia sprawa, na którą nie powinien marnować czasu".

- „Głupia sprawa", tak? – Levi podejrzliwie uniósł brew. – Może Stary Dzień kręci coś na boku?

- Nie sądzę. – Erwin splótł palce dłoni i wbił zamyślony wzrok w blat biurka. – „Kręcenie na boku" to wyłącznie moja domena. Keith nie lubi brudzić sobie rąk. Dziwię się, że zareagował w taki sposób. W tego typu sytuacjach zazwyczaj daje mi wolną rękę.

- Możliwe, że wciąż jest wściekły o to, co stało się podczas ekspedycji – podsunął Mike. – Gdyby nagle postanowił „skrócić ci smycz", wcale bym się nie zdziwił.

- Ja też nie – westchnął Smith. – Ale wszystko wskazuje na to, że wcale nie ma takiego zamiaru. Gdy byliśmy w stolicy, traktował mnie tak samo jak zwykle.

- Pytałeś go o tamtych Żandarmów? – zagaił Levi. – Za pierwszym razem też kazał ci ich olać. Nawet idiota domyśliłby się, że skądś ich zna!

- Próbowałem coś z niego wyciągnąć, ale zbył mnie, zanim skończyłem zadawać pytanie.

- To znaczy, co dokładnie powiedział?

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz