Rozdział 34 - Nagroda za dobre sprawowanie

287 33 21
                                    

- Ej, wstałeś już? Muszę z tobą o czymś...

Mike Zacharias wkroczył do pokoju Erwina i urwał w-pół zdania. Był wyraźnie zszokowany faktem, że oprócz drzemiącego w łóżku dowódcy ujrzał też stojącego na środku pomieszczenia eks-bandytę.

Levi zaklął pod nosem. Bogowie zmówili się przeciwko niemu, czy jak?! Czemu wszystkie łajzy tego świat upierają się, by przyłazić tutaj i wyciągać różne popaprane wnioski odnośnie jego i Erwina?!

Dobre chociaż to, że tym razem miał na sobie mundur, zamiast paradować w samym ręczniku tak jak ostatnio...

- Nie umiesz pukać? – chłodno zwrócił się do Mike'a.

- Pukałem – uprzejmie odparł Zacharias. – Kilka razy.

Nie pytając o pozwolenie pochylił się nad głową dawnego zbira i poruszył nozdrzami.

- Hmm... znam ten zapach – stwierdził z czającym się w kąciku ust uśmieszkiem. – Szampon Erwina.

- A pamiętasz, jak pachnie krew? – Levi ostrzegawczo zwęził oczy. – Mam ci przypomnieć?

- Niekoniecznie.

- Nie wyciągaj żadnych popapranych wniosków! Po prostu nie miałem gdzie spać.

Gdy tylko to powiedział, spłonął rumieńcem. Jasna cholera... powinien popracować nad ostrożniejszym dobieraniem słów!

Z punktu widzenia kolesia z wielkim nochalem rzucone stwierdzenie mogło zostać zinterpretowane jako: „nie miałem gdzie spać, dlatego spałem z Erwinem."

Levi chciał szybko dodać, że spędził noc w tym cholernym pokoju zupełnie sam, ale po namyśle uznał, że chyba jednak nie chce przyznawać się, że wyrzucił kogoś z jego własnych kwater. Zaczął się zastanawiać, jak w miarę zgrabnie wybrnąć z tej sytuacji, gdy Zacharias rzucił:

- Lepiej się zbierajcie, panowie! Shadis powiedział, że za piętnaście minut wszyscy mają być na apelu.

- Ja nie idę... - Z miejsca, gdzie twarz Erwina tkwiła przyklejona do poduszki, dobiegł cichy pomruk. – Powiedz, że jestem niedysponowany.

Mike miał taką minę, jakby go poinformowano, że tytany poprosiły ludzkość o rozejm.

- Niedysponowany? Ty? Ale... ty nie bywasz niedysponowany.

- Daj mu spokój – burknął Levi. – Miał ciężką noc.

„Bo wyrzuciłem go z własnego pokoju".

Ale kiedy spojrzał w oczy Zachariasa, zobaczył w nich zupełnie inną interpretację wypowiedzianych słów:

„Ta noc była ciężka, bo spędził ją ze mną!".

- Chodziło mi o to, że spał ze swoim ogierem! – wyrzucił z siebie Levi, czując na policzkach piekący żar.

Ledwo wypowiedział ostatnie zdanie, a zapragnął walnął się czymś ciężkim w głowie.

Jestem jakimś upośledzonym idiotą, czy jak?! – pomyślał z frustracją. – Dlaczego musiałem powiedzieć „ogierem"? Jakbym nie mógł wytłumaczyć, że chodzi o konia. Teraz Zacharias pomyśli, że to JA jestem tym ogierem.

- Spał w stajni, jasne?! – ryknął, patrząc na Mike'a oczami szaleńca i po cichu modląc się, by tym razem jego słowa nie zabrzmiały dwuznacznie. – Nie dość, że wylądował w sianie, to jeszcze kilka razy dostał kopniaka!

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz