Rozdział 49 - Daleko od domu

360 34 259
                                    

Levi nigdy nawet nie był w wannie, a co dopiero w rzece.

Najgłębiej zanurzył się na wysokość łydek, gdy Henning i reszta smarkaczy uparli się, by pójść nad jezioro. Namawiali go, by wykąpał się całkowicie, ale stanowczo odmówił. Został wtedy porównany do kota– burkliwego, humorzastego i odczuwającego głęboki wstręt do wody.

Tak czy siak, dryfowanie po rzece było dla niego przytłaczającym przeżyciem, z którego niewiele pamiętał.

Od momentu, gdy zacisnął palce na mokrym drewnie i upewnił się, że Erwin jest tuż obok, był w stanie skupić się na tylko jednej myśli:

Trzymać i nie puszczać! TRZYMAĆ I NIE PUSZCZAĆ!

Co stanowiło dla niego spore wyzwanie, bo rzeka przypominała rozwścieczonego byka, zdeterminowanego zniszczyć każdego intruza, który wkroczył na jego terytorium. Szarpała dwójką Zwiadowców, ciskając nimi o kamienie i brutalnie wciskając im głowy pod wodę, przez co musieli co chwilę łapać oddech.

W pewnym momencie uspokoiła się, ale Levi stracił do niej zaufanie, więc zamiast nieznacznie rozluźnić mięśnie, chwycił kłodę dwa razy mocniej.

Tym, co wyrwało go z transu, była piaszczysta ziemia, którą wyczuł czubkami butów. Wówczas gwałtownie otworzył oczy i zaparł się nogami, zatrzymując w miejscu siebie i towarzysza.

- Erwin? – zagaił niepewnie.

Wymacał przestrzeń obok siebie i przez jeden krótki moment przeraził się, że stracił najdroższego dowódcę podczas spływu. Ale potem rozejrzał się dookoła i odetchnął z ulgą.

Erwin wcale nie został z tyłu, a jedynie chwycił się skraju kłody, przez co odległość między nim i podwładnym stała się większa.

- N-nic mi nie jest – wystękał, posyłając Leviemu słaby uśmiech.

Był zanurzony od pasa w dół. Jedną rękę trzymał na brzuchu, a drugą opierał się o brzeg rzeki.

Czy raczej - strumienia. Po którego obu stronach w zasadzie nie były „brzegi" lecz... „ściany"?

- Gdzie my, do cholery, jesteśmy? – odezwał się zszokowany Levi. – Jakim cudem wylądowaliśmy w jaskini?! Czy raczej w tunelu...

Nie mógł się zdecydować, jak nazwać miejsce, w którym się znaleźli. Zarówno za sobą i przed sobą widzieli światło - zupełnie jak w tunelu wydrążonym w Murze, by rzeka mogła płynąć. Jednak w tym przypadku ściany były o wiele bardziej szorstkie. Wszędzie widać było odstające skały i stalaktyty.

Leviego naszła przerażająca myśl.

- Ej – odezwał się, z niepokojem przełykając ślinę. – Ale my chyba nie umarliśmy? Prawda?

- Po śmierci nie czułbym takiego bólu. – Erwin krzywo się uśmiechnął.

- Jesteś ranny? – zaniepokoił się czarnowłosy żołnierz. – Pomijając złamane żebra, znaczy się...

Pułkownik przecząco pokręcił głową.

- Na szczęście nie. A ty?

- Mam w pizdu siniaków, ale żadnej poważnej rany.

- To dobrze. Nawet drobne skaleczenie łatwo ulega zakażeniu. Mieliśmy niezłego farta. Biorąc pod uwagę, jak bardzo się poobijaliśmy, byłem pewien, że już po nas.

Przejechał dłonią po kamienistej ścianie, przypatrując jej się zafascynowanym wzrokiem.

- Wydaje mi się, że to biegnący pod górą przesmyk – wyszeptał. – Powstał dzięki procesowi zwanemu „erozją". Polega to na tym, że...

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz