Erwin i Levi przez pewien czas po prostu stali i wpatrywali się w siebie w milczeniu.
- W-wykręcić się? – niepewnym głosem odezwał się Tomas. – Ale... przecież jesteśmy Zwiadowcami. Jeszcze nigdy nie przepuściliśmy okazji, żeby...
- Ile osób mieszka w tamtym miasteczku? – Levi kompletnie zignorował młodzieńca i zwrócił się do przełożonego.
Smith nerwowo drgnął.
- Miasteczko, w który rzekomo wybuchła zaraza – dawny zbir sprostował opanowanym tonem. – Ilu ma mieszkańców?
Erwin wydał ponure westchnienie. Zdawał się doskonale wiedzieć, do czego zmierzał jego podwładny.
- Oficjalnie dwustu.
- A nieoficjalnie?
- Levi...
- Znam cię. – Czarnowłosy żołnierz cały czas patrzył dowódcy w oczy. – Na pewno zbadałeś tę sprawę jeszcze dokładniej, niż wariatka w brylach bada cudze smarki. Dobrze wiem, że masz własne źródła informacji. No więc? Ilu ludzi tak naprawdę żyje w tamtym miasteczku?
- Dwudziestu – pokonanym głosem wymamrotał Erwin.
- O? – Levi przekrzywił głowę i wydał kpiące prychnięcie. – Czyli to bardziej „wieś" aniżeli „miasto". A może czyjś dwór, co? Ilu żołnierzy zazwyczaj ginie podczas ekspedycji?
Smith nie odpowiedział.
- Ostatnia wyprawa była wybitnie udana, więc straciliśmy zaledwie kilka osób – ostrożnym tonem powiedziała Nanaba. – Ale przeciętna liczba ofiar to piętnaście.
Erwin zmierzył krótkowłosą kobietę ostrzegawczym spojrzeniem, na co przepraszająco wzruszyła ramionami.
- Sam rozdałeś nam kartki ze statystykami – wytknęła mu.
- Innymi słowy, piętnaście osób ma stracić życie, by ocalić dwudziestkę ludzi – bezbarwnym głosem skwitował Levi. – Nie chcę brzmieć jak wyrachowany skurwiel, ale coś tu jest nie halo.
- To jeszcze nie oznacza, że nie powinniśmy... – zaczął Mike.
- Coś tu śmierdzi, Zacharias!
Dawny mieszkaniec Podziemi odwrócił się do kolesia z wielkim nochalem. Ich relacje bywały lepsze i gorsze, jednak w tej sytuacji Levi postanowił chrzanić przeszłość. Należało skupić się na przyszłości. Na życiach, które mogły zostać utracone za sprawą jednej lekkomyślnej decyzji.
- Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że ty też tego nie czujesz – szepnął Levi. – Epidemia? Rzadkie zioło, którego nie można znaleźć w obrębie Murów? Tylko trzy dni na przygotowanie? Cała ta sprawa na kilometr cuchnie ściemą! Nie mam bladego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, ale wiem jedno: jeśli damy się wpakować w to gówno, możemy stracić znacznie więcej niż piętnastu towarzyszy.
Wszyscy członkowie oddziału poza Erwinem i Mikiem skrzywili się z niesmakiem.
Zacharias przez pewien czas wpatrywał się we własne buty, nie mówiąc ani słowa. Kiedy wreszcie podniósł wzrok, jego spojrzenie było zrezygnowane i ponure.
- Nie wierzę, że to mówię, ale kurdupel ma rację – oznajmił, patrząc bezpośrednio na Erwina. – To po prostu zbyt niebezpieczne. Oczywiście szkoda mi mieszkańców tamtego miasteczka... czy też dworu. Kimkolwiek by nie byli, zasługują na to, by przyjść im z pomocą. A jednocześnie uważam, że branie udział w takim przedsięwzięciu jest nieuczciwe wobec żołnierzy, którzy oddali serca za sprawę. Zawsze wyjeżdżaliśmy za Mury z założeniem, że chcemy ocalić wszystkich ludzi. Musimy myśleć przyszłościowo! Jeśli stracimy wielu żołnierzy tylko i wyłącznie po to, by zdobyć leki dla dwudziestu osób...
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...