Rozdział 19 - Kaczątko

390 33 96
                                    

Kiedy Levi pierwszy raz zobaczył Kwaterę Główną Korpusu Zwiadowczego, nie był zachwycony. Powiedziano mu: „to twój nowy dom", ale miał wrażenie, jakby trafił do więzienia.

Otoczony murem teren. Wieża obserwacyjna co kilkaset metrów. Górujące nad lasem szare zamczysko. Rzędy domków, przy których cały czas ktoś się kręcił.

Levi patrzył na to wszystko i myślał, jak cholernie ciężko będzie stąd uciec, jeśli nie uda mu się wykonać zlecenia dla Lobova. Ale od tamtej pory minęło wiele miesięcy...

Ciężko mu było to przyznać, lecz teraz naprawdę postrzegał to miejsce jak swój dom. Gdy ujrzał bramę wjazdową i pilnujących jej żołnierzy, ogarnęło go uczucie ulgi.

Nareszcie! – pomyślał, gdy wraz z resztą oddziału przejeżdżał obok magazynu, w którym przechowywane były atrapy tytanów.

Dobrze mu znany prysznic, dobrze mu znane łóżko, dobrze mu znana stołówka!

Tak cholernie cieszył się na spotkanie z tymi trzema rzeczami, że nawet przestał złościć się na Henninga, który kleił mu się do pleców. Jeszcze tylko parę minut dzielenia siodła z upierdliwym gówniarzem i Levi będzie mógł zrobić to, o czym myślał przez całą podróż powrotną.

Wykąpie się, utnie sobie krótką drzemkę, a potem wyskoczy do kuchni po małą przekąskę. Co prawda kucharz nie miał zwyczaju wydawać jedzenia poza wyznaczonymi porami posiłków, ale był skłonny nagiąć zasady dla Leviego, do którego miał wielką słabość, jako że ten okazjonalnie pomagał mu w szorowaniu podłóg.

- Przynajmniej jeden z was rozumie znaczenie higieny! – zwykł mawiać, gdy potajemnie wydawał dawnemu zbirowi dodatkowe porcje herbaty.

Swój chłop. Levi naprawdę cieszył się, że wkrótce go zobaczy.

Tylko najpierw trzeba jakoś przebrnąć przez odprawę...

Gdy Zwiadowcy wracali do domu po ekspedycji, zwyczajowo mieli do „zaliczenia" trzy obowiązkowe spotkania. Po pierwsze, krótka rozmowa dowódcy z oddziałem, w celu ustalenia, kto został ranny i czy trzeba jeszcze coś załatwić przed udaniem się na spoczynek. Po drugie, odbywający się następnego dnia apel i po trzecie narada, podczas której dokładnie omawiano, co należało skorygować do czasu następnej wyprawy.

Kiedy Levi zobaczył, że inne oddziały otrzymały zadanie zajęcia się wozami, zaczął się łudzić, że jego grupa dostanie wolne szybciej niż reszta. Potem jednak dostrzegł surowe spojrzenie Erwina i wydał zrezygnowane westchnienie. To jasne, że Smith nie pozwoli nikomu odejść, dopóki nie da Henningowi porządnej zjebki. Jak na to nie patrzeć, szykował się do tego przez pół dnia, ale nie mógł załatwić tego wcześniej, bo Shadis cały czas kręcił się w pobliżu.

Teraz jednak główny dowódca zniknął z pola widzenia, konie zostały odprowadzone do stajni, więc nie było już sensu odwlekać nieuchronnego.

Erwin rozkazał swoim ludziom zgromadzić się na placu umiejscowionym na tyłach zamku.

- Nawet nie wiem, od czego zacząć – oznajmił grobowym głosem.

Stał naprzeciwko podwładnych, splatając ręce za plecami. Miał tak groźną minę, że od samego patrzenia mu w oczy chciało się paść na kolana i błagać o wybaczenie.

Mimo to starsi członkowie oddziału nie wyglądali na specjalnie poruszonych. Gdy Levi dostrzegł znudzone miny Mike'a, Nanaby i Gelgara, zrozumiał, że oni też, podobnie jak on, marzyli tylko i wyłącznie o tym, by zmyć z siebie brud i pójść spać.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz