Rozdział 27 - Bajka na dobranoc

375 34 106
                                    

Dwadzieścia lat wcześniej, Podziemne Miasto

Levi wszedł do domu i od razu zrozumiał, że to jeden z „tych dni". Cholera jasna... miał dziesięć lat, ale w chwilach takich jak ta czuł się jak sfatygowany, samotny ojciec. Szkoda, że nie mógł przerzucić swojego „wyrośniętego dziecka" przez kolano i sprać go pasem.

Znaczy, może by i mógł, ale najprawdopodobniej pożałowałby tego następnego dnia. To znaczy sam skończyłby z pręgami na dupie - a tego zdecydowanie wolałby uniknąć. Dlatego wymamrotał kilka przekleństw, sięgnął po worek i zaczął zbierać z podłogi puste butelki po wódce.

- Powiedz mi, że przynajmniej jesteś ubrany! – zawołał.

- Za kogo ty mnie masz? – z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł bełkotliwy głos Kenny'ego. – Oczywiście, że jestem ubrany!

Levi już miał odetchnąć z ulgą, ale wtedy Rozpruwasz dorzucił:

- W strój Adama.

- Ja pierdolę...

Chłopiec wzdrygnął się z niesmakiem – częściowo z powodu dobiegającego z łazienki smrodu i częściowo z powodu wyobrażenia sobie gołego dupska swojego morderczego opiekuna.

Rozległo się głośne szczękanie szkła, gdy do worka wpadły kolejne dwie butelki.

- Zanim cię znajdę, masz coś na siebie wrzucić! – warknął Levi, zatykając nos.

- Nie mów mi, co mam robić! – padła rozżalona odpowiedź. – Nie jesteś moją matką!

Naprawdę? – chłopiec miał ochotę syknąć. – To dziwne, biorąc pod uwagę, że nikt nie wycierał ci dupy częściej niż ja.

Otworzył drzwi do łazienki, która – zgodnie z oczekiwaniami – okazała się być w opłakanym stanie. Nie tylko ze względu na zapchany kibel.

- Zasikałeś ścianę! – zaanonsował Levi, gniewnym krokiem wkraczając do salonu.

Kenny siedział na fotelu z wyciągniętymi przed siebie nogami. Za wyjątkiem rozpiętej białej koszuli nie miał na sobie absolutnie nic. W dłoni trzymał butelkę wódki, której nie zdążył jeszcze opróżnić.

- Junior nie przyznaje się do winy – zaanonsował, wymownie patrząc na swojego kutasa.

Dłoń chłopca z głośnym plaśnięciem wylądowała na czole.

- Miałeś coś na siebie wrzucić... - wymamrotał, schylając się po kolejne butelki.

- Przecież wrzuciłem. Nie widzisz tej pięknej koszuli?

Kenny szeroko rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć „sam zobacz". Zamachnął się przy tym butelką i wylał na podłogę trochę trunku.

- Musisz odwalać mi taki numer akurat dzisiaj? – wymamrotał chłopiec, biorąc szmatę i wycierając z podłogi plamy po alkoholu. – Miałem plany.

- Niby jakie? – lekceważącym tonem spytał Rozpruwacz. – Tylko mi nie mów, że chciałeś pójść na plac przy Jedenastej Ulicy i posłuchać, jak ten stary pierdziel Hansel opowiada dzieciakom bajki? Nie jesteś już za stary na słuchanie tego typu bzdur?

Nie, kurwa, mam dziesięć lat! – Levi pragnął odwarknąć.

Mimo to jego spojrzenie stało się ponure. Kenny prawdopodobnie miał rację – gdy dorastało się w Podziemiu, dzieciństwo przemijało w mgnieniu oka. Dziesięciolatek ze slumsów miał za sobą większą szkołę życia niż niejeden dorosły – a co za tym szło, nie powinien czerpać frajdy ze słuchania bajeczek o dzielnych bohaterach i pięknych miejscach.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz