- Zostawcie go! On nie jest jednym z nich!
Shadis wyszedł na brzeg, klnąc pod nosem i zrzucając z ramion wodorosty. Zaraz... czyżby przypłynął tutaj aż z mostu? Po jaką cholerę ponownie się moczyć? Nie prościej po prostu ubrać sprzęt do trójwymiarowego manewru i przelecieć nad taflą wody?
Jednak Levi nie mógł pozwolić sobie na luksus, by głębiej się nad tym zastanawiać. Miał znacznie poważniejsze zmartwienia. Na przykład fakt, że jeden z Żandarmów dźgał go w ramię końcem karabinu.
- Gdzie z tymi łapami? – warknął Levi, robiąc krok do tyłu i łypiąc na wyciągane w swoim kierunku kajdanki. - W żaden sposób nie zasłużyłem sobie na latanie obrączkach!
- To my o tym zadecydujemy! – odparł stojący najbliżej żołnierz.
- Nie, to JA o tym zadecyduję! – ostry ton Shadisa sprawił, że członkowie Żandamerii gwałtownie obrócili głowy.
Stary Dziad złapał za lufę karabinu, którym celowano w Leviego, i bezceremonialnie odepchnął ją na bok.
- Jestem Dowódcą Korpusu Zwiadowczego, a to jest mój podwładny – oświadczył nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Jeśli chcecie go o coś oskarżyć, wyślijcie mi oficjalne pismo.
Żołnierze Żandamerii nie byli zachwyceni, jednak posłusznie opuścili broń i zrezygnowali z prób aresztowania dawnego mieszkańca Podziemi. Levi z ulgą wypuścił powietrze. Jeśli była jakaś jasna strona tej popapranej sytuacji to taka, że Shadis zaczął całkowicie mu ufać i nie wahał się nazywać go „swoim człowiekiem".
Zupełnie tak, jak powiedział dupek z kolczykiem...
Dłoń Leviego powędrowała do czoła. Dawny protegowany Kenny'ego Rozpruwacza wydał cichy syk bólu.
Tamten podstępny gnój kłamał – powiedział sobie. – Kłamał!
Musieli jeszcze raz go przesłuchać i zmusić go do ujawnienia prawdy!
Co mogło być w chuj trudne, jako że koleś znajdował się już dobre dziesięć metrów od nich. Ręce miał skute za plecami, jednak nie wyglądał na szczególnie zaniepokojonego. Prowadziło go dwóch Żandarmów, którzy jako jedyni całej grupy mieli kaptury na głowach.
Wszystko w tej sytuacji było podejrzane i potwierdzało wcześniejszą teorię Erwina – jeśli gnojek w obrzydliwymi kolczykami zniknie im z oczu, możliwe, że już więcej go nie zobaczą. I tym samym nie wyciągną z niego żadnych informacji.
- Dokąd go prowadzicie? – dość agresywnym tonem spytał Levi.
Żandarmy prowadzące jasnowłosego zbira zatrzymały się, ale nawet nie spojrzały za siebie.
- To chyba jasne? – padła opanowana odpowiedź. – Do więzienia.
Głos należał do kobiety. Levi nigdy w życiu go nie słyszał. Przeszedł kilka kroków na bok, starając się dostrzec zarys twarzy nieznajomej, jednak członkini Żandamerii przewidziała to i obróciła głowę.
Zupełnie jakby nie chciała dać mu się zidentyfikować.
To tylko bardziej zmotywowało go, by poznać jej tożsamość. Levi zamierzał podbiec do dwójki Żandarmów i siłą obrócić ich ku sobie, jednak na jego ramię opadła czyjaś dłoń.
Shadis patrzył na niego ze wzrokiem będącym mieszaniną błagania i ostrzeżenia.
Nie w ten sposób! – jego oczy zdawały się mówić. – Jeśli będziesz agresywny, wpakujesz nas w kłopoty!
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...