Rozdział 15 - Domek na drzewie

357 38 95
                                    

„Umieścimy ich w samym środku formacji, gdzie będą chronieni ze wszystkich stron. Przy odrobinie szczęścia zobaczą najwyżej zarys tytana z bardzo dużej odległości."

To właśnie powiedział Erwin, gdy Levi podzielił się z nim wątpliwościami odnośnie nowych rekrutów. I póki co wszystko wskazywało na to, że przewidywania pułkownika się sprawdzą.

Choć galopowali już od ponad godziny, ich oddział nie stoczył jak dotąd ani jednej walki. Co prawda widzieli paru tytanów i praktycznie non stop mieli nad głowami czerwone flary, jednak póki co nie dobyli mieczy. Jak dziwnie by to nie brzmiało, wyrośnięte skurwysyny nie były teraz ich największym wrogiem.

Tę parszywą rolę przejęło słońce.

Bijący od nieba żar z każdą chwilą wydawał się intensywniejszy, a gdy wybiło południe, stał się prawie nie do zniesienia.

- Obowiązkowe nawodnienie! – zarządził Smith, chowając zegarek do kieszonki munduru. – Zrobimy to jeden po drugim. Macie wypić, ile się da, a resztę wylać sobie na głowę i kark.

- Czy nie wyczerpiemy w ten sposób zapasów wody? – niepewnie zapytała Lynne.

- Wkrótce dotrzemy do bazy – odparł Erwin. – Jest ulokowana w pobliżu strumienia, więc będziemy mogli uzupełnić manierki. Ale zanim to nastąpi, musicie być w dobrym stanie. Nanaba! Jedziesz ostatnia, więc zaczynasz.

Jasnowłosa kobieta posłusznie napiła się wody, po czym uniosła kapelusz i polała się po głowie.

Następny w kolejności był Levi. Na początku ekspedycji paradował kapturze, jednak wytrzymał w tym stanie najwyżej piętnaście minut. Przy tak powalonej temperaturze miał gdzieś, jak głupio będzie wyglądał – ostatecznie poddał się i zawiązał na głowie białą chustę po mamie. Lynne też w pewnym momencie odpuściła i z rumieńcami na policzkach wypożyczyła od Gelgara zapasową bandanę w kufle piwa.

Tylko Henning się nie wyłamał. Wydawał się zdeterminowany, by jakoś wyróżnić się na tle reszty. Choć pocił się jak szczur, konsekwentnie odmawiał zrezygnowania z kaptura na rzecz chusty, mimo iż trzy osoby chciały mu takową pożyczyć. W dodatku wzdychał z niezadowoleniem za każdym razem, gdy zauważali tytana i postanawiali zrezygnować z walki.

No, ale przynajmniej nie ignorował rozkazów i bezmyślnie nie odłączał się od reszty, dzięki czemu nadal żył. To już coś!

Erwin zaczekał, aż wszyscy jego podwładni się napiją i dopiero wtedy wyciągnął własną manierkę. Levi powtarzał sobie, że rumieńce, które czuł na policzkach, wzięły się od słońca i nie miały absolutnie nic wspólnego ze sposobem, w jaki woda polała się po blond włosach i niebieskiej chuście. Smith przetarł jasną brew, by strząsnąć z niej nadmiar wody.

Ten koleś powinien mieć dożywotni zakaz noszenia nakryć głowy – z rezygnacją pomyślał dawny zbir. – Wygląda w tym zestawie jak smarkacz. Jest zdecydowanie ZBYT uroczy!

Tak właśnie sobie powiedział. Mimo to poczuł ukłucie rozczarowania, gdy wjechali do lasu i Erwin zdjął chustę.

Powiew chłodnego powietrza sprawił, że Zwiadowcy wydali zbiorowe westchnienie ulgi. Henning tak szybko zerwał z głowy kaptur, jakby materiał parzył mu skórę. Levi schował chustę do kieszeni i zaczął rozglądać się po otoczeniu zafascynowanym wzrokiem. Jeszcze nigdy nie widział tak wysokich drzew – jedno z nich miało pień wielkości powozu!

- A oto i lokalizacja naszej bazy – zaanonsował Erwin. – Las Gigantycznych Drzew. Nie jest tak duży jak ten, który znajduje się w obrębie Muru Marii, ale i tak robi wrażenie. Levi, Henning, Lynne... widzicie go po raz pierwszy. Jak wam się podoba?

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz