Rozdział 17 - Cyklop

383 35 92
                                    

- Zrodzony ze związku Nieba i Ziemi – zdumionym głosem powtórzył Levi. – Że niby ten przygłup?

Pojedyncze oko nie było jedyną dziwną cechą wyróżniającą Cyklopa. Równie wielki szok budziło jego zachowanie! Levi spotkał w swojej karierze już bardzo wielu tytanów, ale nigdy takiego, który byłby tak... rozkojarzony, z braku lepszego słowa.

Cyklop kompletnie nie interesował się krążącymi po okolicy ludźmi. Nie wydawał się też zmierzać w jakimś konkretnym kierunku – po prostu tańczył w miejscu i podskakiwał, robiąc taki ruch rękami, jakby chciał złapać sunące po niebie chmury. Znajdowały się o wiele za wysoko, by mógł je dosięgnąć, jednak wcale się nie zniechęcał. Szczerzył gębę, z której wystawały dwa duże przednie zęby i co jakiś czas wesoło klaskał, jak dziecko bawiące się w łapanie motylków.

I to upośledzone dziecko!

Levi ostatni raz widział u kogoś tak tępą minę, gdy Kenny przedstawił go swojemu przydupasowi, który kiedyś walnął się w głowę i trwale uszkodził sobie mózg, przez co był w stanie wymówić tylko jedno słowo: „kapelusz". Cyklop zachowywał się niemal identycznie jak tamten koleś. I to niby miał być stwór z Mitologii?

- To zwykły odmieniec ze zdeformowaną głową! – prychnął Levi.

- Nie powiedziałby, że zwykły – zamyślonym tonem odparł Erwin. – Tytany zazwyczaj wykazują choć minimalne zainteresowanie ludźmi, albo biegną tam, gdzie wyczuwają największą grupę osób. Ten wydaje się przebywać w swoim własnym świecie.

- Gdyby Czterooka Wariatka go zobaczyła, z miejsca dostałaby orgazmu!

- Tak czy siak, powinniśmy na niego uważać. W tej chwili nas ignoruje, ale w każdej chwili może zmienić zdanie. Podczas walki z tytanami niczego nie można brać za pewnik!

Słuszna uwaga. Levi założyłby się o cały swój zapas herbaty, że olbrzym z jednym okiem postanowi wybrać się na polowanie, akurat w momencie, gdy nikt nie będzie się tego spodziewał. Tak to właśnie było z tytanami – te wyrośnięte skurwysyny wprost uwielbiały zaskakiwać ludzi!

Jak chociażby osobnik, z którym walczył Xavier. Levi uważnie mu się przyjrzał i po namyśle nadał mu przydomek „Kaleka" – głównie ze względu na rączki, które były tak cienkie, jakby mogły w każdej chwili się złamać. Tytan w ogóle nimi nie ruszał, za to robił świetny użytek z pokrytego białymi włosami łba, podążając nim za ofiarą, niczym rozjuszona gęś. Zresztą, między innymi dlatego pułkownik miał z nim taki problem – szyja potwora nie przestawała się ruszać, przez co cholernie ciężko było wyhaczyć okazję do zaatakowania karku.

Jednak awansu w Korpusie Zwiadowczym nie dostawało się za nic. Jak przystało na doświadczonego oficera, Xavier znalazł sposób na uzyskanie przewagi. Ustawił się za plecami bestii, jednak zamiast ruszyć bezpośrednio na kark, puścił linkę między nogami potwora, zaczepił nią o samotne drzewo i wystrzelił do przodu, przecinając tytanowi kostki. Wszystko wskazywało na to, że wyjdzie ze starcia zwycięsko, ale wtedy...

- Pułkowniku Xavier! – wrzasnął Henning, wyciągając ostrza. – Przybyliśmy żeby...

TRACH!

Dowódca Tomasa popatrzył w stronę galopujących koni, dosłownie na sekundę tracąc koncentrację. A ponieważ był w trakcie trudnego manewru, zapłacił za ten błąd życiem. Zamiast ominąć drzewo, do którego się przyczepił uderzył prosto w korzeń, tracąc przy tym przytomność. I być może miałby jeszcze szansę wyjść z tego cało, gdyby nie fakt, że tytan z uciętymi kostkami poleciał prosto na niego i zmiażdżył go swoim wielkim cielskiem.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz