To prawdziwe błogosławieństwo, że w dzisiejszą noc wypadała pełnia księżyca – dzięki temu Shadis i Levi całkiem dobrze widzieli otoczenie i mogli swobodnie korzystać z trójwymiarowego manewru. Faktem było, że raz na jakiś czas któryś z nich obrywał gałęzią, ale nie mieli czasu się tym przejmować. Mknęli przed siebie, w pełni skupieni na zadaniu, nie zawracając sobie głów drobnymi zadrapaniami.
- Jesteś pewien, że lecimy we właściwym kierunku? – spytał Shadis, gdy opuścili teren Korpusu.
- Mniej więcej w tej okolicy znalazłem butlę z gazem – odparł Levi. - Czy w pobliżu jest jakaś droga?
- Nie nazwałbym tego drogą. To zarośnięta leśna ścieżka, używana tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jest niezwykle wyboista, ale wóz powinien przejechać.
- Teraz sobie przypominam. Ja i Erwin widzieliśmy ją, gdy goniliśmy...
Pijaną Hanji.
Dawny mieszkaniec Podziemi w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nawet gdyby nie ścigali bandytów, nie był na tyle wredny, by opowiadać Dowódcy Korpusu o wybrykach napranej okularnicy.
Na szczęście Shadis nie poprosił o dokończenie opowieści. W świetle księżyca nie było zbyt dobrze widać jego miny, ale dawało się wyczuć, że był maksymalnie skoncentrowany.
- Skoro Erwin został porwany niedawno, możliwe, że wciąż jest przewożony przez las – rozumował głośno. - Jeśli chcemy dopaść bandytów, powinniśmy jak najszybciej zbliżyć się do drogi. Gdy tylko zobaczymy wóz, przeprowadzimy agresywny atak i...
- Ochujałeś?! – fuknął Levi. - To ostatnia rzecz, jaką powinniśmy robić!
Shadis szarpnął głową w stronę towarzysza. Patrzył na niego w taki sposób, jakby dostał w twarz. Zresztą, chwilę później rzeczywiście dostał – gałęzią. Połknął przy tym porcję liści, które zaczął od razu wypluwać, mamrocząc pod nosem przekleństwa.
Oblicze Leviego złagodniało. Czarnowłosy żołnierz wydał zrezygnowane westchnienie i zmusił się do uprzejmego tonu:
- Słuchaj... Ja wiem, że ty bardzo dobrze znasz się na swojej robocie. Jednak przypominam ci, że nie walczymy tytanami tylko z ludźmi. W dodatku nasi przeciwnicy mają przytłaczającą przewagę liczebną. Jak myślisz, co zrobią, kiedy nagle wyskoczymy zza krzaków? To jasne, że w pierwszej kolejności nafaszerują nas ołowiem!
- Moglibyśmy się zakraść...
- Korzystamy ze sprzętu do trójwymiarowego manewru. Usłyszą nas, jeszcze zanim zobaczymy wóz.
Shadis przez pewien czas milczał. Kiedy już wszystko przemyślał i zrozumiał, że argumenty drugiego mężczyzny są całkiem rozsądne, skinął głową.
- Co zatem proponujesz?
- Żebyśmy mieli jakąkolwiek szansę, to MY musimy zaskoczyć ICH, a nie oni nas – cierpliwie wytłumaczył Levi. - Wyprzedzimy ich, a potem odetniemy im drogę. Tylko najpierw musimy odgadnąć, gdzie jadą.
- „Odgadnąć"? – wykrztusił Shadis.
Czarnowłosy żołnierz głęboko westchnął.
- Powiedzmy, że „wydedukować" – mruknął z nutą niezadowolenia w głosie. - Ale ponieważ łatwo możemy się chlapnąć, to będzie jak zgadywanie.
- Bardzo w stylu Erwina.
W ciemności nie było widać zbyt dobrze, ale Levi mógłby przysiąc, że dostrzega na twarzy rozmówcy ponury uśmiech. Wydał jeszcze jedno westchnienie i nieznacznie przyśpieszył tempa.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...