Jeśli miał być ze sobą szczery, to Kenny wcale nie spodziewał się, że Smith podpali barek. Albo że wróci do Kwatery Głównej, zamiast zostać z wybawcami i pomóc im przetransportować skradziony sprzęt. Wystarczyłoby, żeby poszarpał się z Ollsonem i kazał mu odszczekać wszystkie perfidne kłamstwa pod adresem Leviego. Rozpruwacz uznałby to za wystarczający dowód miłości wobec kurdupla. Serio.
I wcale nie chodziło o to, że miał wobec Smitha zaniżone oczekiwania. Po prostu dopił wódkę Shadisa, zaczął trzeźwieć, a tym samym uświadamiać sobie, jak wielu rzeczy sobie nie przemyślał, gdy układał dzisiejszą operację.
Na cycki Mari, Róży i Shiny... przecież to nie miało prawo się udać!
Już pomińmy strój Mikołaja i rysunki kutasów... – Kenny siedział na dachu i z grymasem na twarzy masował skroń. – Wszystko opiera się na nieudolnych łgarstwach, których koleś z wielkimi brwiami na pewno NIE kupi! Ja pierdolę... co ja miałem w głowie, gdy wymyśliłem tak durny plan?!
Procenty – podsunął ostatni neuron w jego mózgu, który jeszcze jako tako kontaktował.
Ech, Caven jak zwykle miała rację. Trzeba było najpierw wytrzeźwieć a dopiero potem zająć się knuciem.
Kenny zupełnie niepotrzebnie ukrył się za zamkową wieżą i czekał na kolesia, który miał nigdy się nie pojawić. Bo niby dlaczego miałby...
Hę?
Między drzewami zamajaczyła jakaś postać. Rozpruwacz zamrugał, by upewnić się, czy aby na pewno nie ma halucynacji. Gdy już pozbył się złudzeń, wyszczerzył zęby i wyciągnął zza pazuchy butelkę wódki. W swojej ekscytacji zapomniał, że od dawna była pusta...
- Biegnij, Lola, biegnij! – zaśpiewał, gdy rozległy się dzwony i spanikowany Smith pognał walić w drzwi baraku Leviego.
Niech to szlag. Gdy Kenny pytał swoich podwładnych o tego kolesia, otrzymywał opis nudnego do porzygu Pułkownika Zwiadowców, który nigdy nie tracił głowy.
„Zimny". „Opanowany". „Stojący twardo na ziemi niczym jebana skała".
Taa, o ile pamięć Rozpruwacza nie myliła, słyszał pod adresem Smitha właśnie te słowa. A mimo to...
- No nieee... - podekscytowanym szeptem wyrzucił z siebie Kenny, gdy jasnowłosy Pan Idealny sięgnął po zapałki. – Nieee... bez żartów!
Budynek stanął w ogniu, a Rozpruwacz zaczął się wiercić w miejscu, niczym bobas na widok grzechotki.
- No, mamuniu, nie mogę! – zapiszczał. – Chłop wziął i to zrobił!
- Możesz mówić ciszej, szefie? – zza jego pleców dobiegł zrezygnowany głos. – Usłyszą cię.
To Caven właśnie wylądowała na dachu i kucnęła obok szefa.
- Zabezpieczyliśmy Ollsona – oznajmiła. – Levi i Shadis wciąż kręcą się przy jeziorze. Nasi ludzie zatrzymali ich tam pod pretekstem załatwienia paru formalności.
- Dobra robota. – Kenny aprobująco pokiwał głowę.
- Miałam nadzieję, że ukryłeś się gdzieś jak normalny człowiek... ale potem popukałam się w głowę i zadałam sobie pytanie, kiedy ostatnio zachowałeś się normalnie. – mruknęła Caven. – Jakoś mnie nie dziwi, że siedzisz sobie tutaj, gdzie każdy może cię zobaczyć, i tak po prostu podziwiasz przedstawienie.
- Przestań przynudzać! – Rozpruwacz niedbale machnął ręką. – Wszyscy są tak zesrani, że za cholerę nie wpadną, by popatrzeć w górę! – skinął na biegających między budynkami Zwiadowców.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...