Rozdział 40 - Bezczelna prośba

308 33 88
                                    

„Dlaczego w ogóle zostałem Zwiadowcą?"

Levi mógł się założyć, że właśnie taka myśl zakiełkowała w głowach młodych żołnierzy, którzy krzątali się po placu. Zresztą, wcale ich za to nie winił – za mniej więcej godzinę mieli wziąć udział w najbardziej absurdalnej ekspedycji w historii Korpusu, a byli do niej tak „zajebiście" przygotowani jak baletnice do kopania tuneli!

Strach wisiał w powietrzu i był wyczuwalny nie tylko przez ludzi, ale i przez konie.

Levi poklepał Obsydiankę po szyi i szepnął do niej parę kojących słów, by przestała potrząsać łbem. Choć przeczuwał, że to i tak nic nie da...

Była z nim zbyt dobrze zsynchronizowana. Zapewne przeżywała jego popaprane emocje w takim samym stopniu co swoje własne.

Gdyby to była wyprawa taka jak każda, Levi miałby wszystko w poważaniu, jednak teraz nie potrafił się uspokoić. Jego zmrużone, nasycone podejrzliwością oczy niespokojnie krążyły od jednej twarzy do drugiej.

Czy naprawdę mogę wam ufać tam samo, jak wcześniej? – zastanawiał się. – Czy Lobov przekupił któregoś z was? A może zastraszył? Jeśli tak, to kogo? Lynne? Henninga? W końcu oboje mają rodziny, do których Lobov ma dostęp i z których mógłby łatwo zrobić karty przetargowe. Chociaż z drugiej strony, lepiej byłoby obrać za cel osoby z innych oddziałów. Takie, których nie mógłbym obserwować...

Obsydianka głośno prychnęła i kilka razy uderzyła kopytem o ziemię. Levi zbliżył jej pysk do swojego czoła i wyszeptał kojące „ćśśś".

Rozwiązanie jego problemów było bardzo proste – miał je przed nosem od samego początku!

Wystarczyłoby, że olałby pozostałych Zwiadowców i skupił się wyłącznie na sobie. Gdyby nie musiał przejmować się sukcesem misji i przetrwaniem innych osób, byłby teraz spokojny jak niemowlak w kołysce.

Podobna postawa byłaby na miejscu – pomyślał, mocniej zaciskając palce na wodzach. – Czyż nie obiecałem Erwinowi, że po kolejnej ekspedycji rzucę to wszystko w diabły?

Co prawda wypowiedział te słowa pod wpływem gniewu i niemal natychmiast ich pożałował, jednak w tej chwili... niczego nie był już pewien.

Pewnie, że mógł odpuścić sobie zemstę na Lobovie i zostać w Korpusie Zwiadowczym. Tylko dla kogo?

Dla Erwina, którego nie widział ani jednego pieprzonego razu, odkąd pokłócili się w zdemolowanym gabinecie?

Ani, kurwa, razu!

Nawet teraz ciężko mu było w to uwierzyć.

Racjonalna część Leviego przekonywała, że podobny stan rzeczy tylko wyszedł mu na dobre – dzięki temu, że nie widywał Smitha, mógł w pełni skupić się na przygotowaniach do ekspedycji, a także ochłonąć i zebrać myśli. Jednak druga część – ta bliższa sercu – czuła się odrzucona i zraniona.

Skoro nie zamierzał ze mną rozmawiać, mógł chociaż wysłać list! – pomyślał rozżalony Levi. – Albo jebany sygnał dymny, czy cokolwiek innego...

„Przykro mi z powodu tego, co się stało. Porozmawiajmy po ekspedycji."

Naprawdę aż tak trudno naskrobać kilka zdań pomiędzy jednym głupim papierzyskiem a drugim? Erwin cały czas tkwił w swoim cholernym gabinecie! Co mu szkodziło napisać wiadomość, a potem wetknąć ją w szczelinę pod drzwiami do pokoju Leviego?

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz