Rozdział 24 - Dzień wolny (część 2)

348 35 154
                                    

Chociaż jeszcze nie zapadł zmrok, knajpa pękała w szwach. Kelnerki biegały między stolikami, co chwilę przyjmując i realizując zamówienia. Piana wylewała się na podłogę, gdy bardziej wstawieni goście stukali się kuflami piwa, wybuchając śmiechem. Levi dostrzegał w tłumie parę znajomych twarzy, jednak wciąż nie znalazł tej, na której najbardziej mu zależało.

On i Hanji od pewnego czasu siedzieli przy pustym stoliku, uważnie obserwując wejście do knajpy. Aż wreszcie się doczekali.

Kelnerka akurat wywaliła na zewnątrz Gelgara i kilku innych pijaków, gdy w drzwiach stanął Erwin Smith. Zamiast munduru miał na sobie proste szare spodnie, eleganckie sznurowane buty i koszulę w jasno-zieloną kratę.

Widząc dowódcę w cywilnym stroju, Levi poczuł łaskotanie w żołądku.

- Ej, Erwin! – zawołał, podnosząc się z miejsca. – Tutaj...

- Co ty robisz?! – konspiracyjnym tonem syknęła Hanji, łapiąc go za kołnierz i ciągnąc go z powrotem na krzesło. – Powinniśmy się skulić i udawać straumatyzowanych!

- A po jakiego chuja? – z irytacją spytał czarnowłosy żołnierz. – Przecież przylazł, nie? Właśnie o to nam chodziło.

- Ugh, ale jeśli od razu się zorientuje, nie będzie zabawy! – Okularnica uderzyła pięściami o blat stołu, nadymając policzki jak obrażone dziecko. – Tak się postarałam, a ty chcesz tak po prostu... Oho! Idzie tu!

- Nie wygląda na specjalnie przejętego...

- Trudno, jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli będziemy wystarczająco przekonujący, na pewno zacznie nam współczuć.

Wariatka w brylach przywołała na twarz nieszczęśliwy wyraz. Czy raczej – spróbowała go przywołać, bo efekt był średni. Kącik jej ust podrygiwał do góry, a z policzków nie schodził rumieniec. Ona naprawdę, kurwa, myślała, że kogoś nabierze? Nawet pijak pokroju Gelgara by jej nie uwierzył, a co dopiero tak inteligentny facet jak Erwin.

Levi, ze swojej strony, nie miał zamiaru udawać. Siedział na swoim krześle, krzyżując ramiona i uważnie śledząc ruchy dowódcy.

Erwin zajął miejsce przy ich stoliku i założył nogę na nogę.

- Hanji, Levi – przywitał się z nimi uprzejmym tonem. – Co za ulga widzieć was całych i zdrowych.

Minę miał obojętną, ale w jego oczach migotały wesołe ogniki.

- Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy układałem plan kolejnej ekspedycji i do mojego gabinetu wbiegł zdyszany kurier – powiedział, sięgając do kieszeni spodni. – Przyniósł mi niezwykle interesujący list.

Podekscytowana Hanji zaczęła wiercić się na krześle. Erwin udał, że tego nie widzi. Jednym płynnym ruchem rozprostował kartkę papieru i donośnym głosem zaczął czytać:

- „Erwinie Smisie! Zimny draniu i kola..." Przepraszam, ale tutaj była plama po musztardzie i nie mogłem rozszyfrować tego słowa – wyjaśnił z niewinnym uśmiechem.

- Mówiłem, żebyś nie żarła jak coś piszesz! – Levi warknął do okularnicy.

- Cicho! – Hanji zdzieliła czarnowłosego kolegę łokciem w żebra. – Poczekaj, niech rzucę okiem... - powiedziała, pochylając się nad listem. – Tam pisze „kolaborancie".

- Jest napisane – odruchowo poprawił Erwin.

- No i się, kurwa, zaczyna... - wymamrotał Levi, opierając policzek na dłoni. – Pieprzony językoznawca!

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz