Słońce jeszcze nie wstało, ale dawało się wyczuć, że świt jest blisko. Lodowate nocne powietrze z każdą chwilą stawało się cieplejsze i nad powierzchnią jeziora gromadziła się biała substancja podobna do dymu.
Mgła. Levi widział ją po raz pierwszy, ale dzięki czterookiej wariatce wiedział, że tworzyła się za sprawą zmiany temperatur. Niezbyt dobrze rozumiał cały proces, jednak był wdzięczny matce naturze. Dzięki temu dziwnemu zjawisku, on i Shadis będą mieli większe szanse na zwycięstwo.
Odgłos jadących przez most kół z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Levi miał wrażenie, że ten dźwięk zsynchronizował się z biciem jego serca.
Stojący z drugiej strony krzaka Shadis bezgłośnie poruszył wargami:
„Jeszcze nie."
Zza pleców Leviego dobiegło cichutkie parsknięcie koni. Zwierzęta miały bardziej wyostrzone instynkty od ludzi – być może w jakimś stopniu wyczuwały, że wkrótce coś się wydarzy?
Shadis uniósł rękę i spojrzał Leviemu w oczy.
„Na mój sygnał!"
Czarnowłosy żołnierz popatrzył na zapałki w swoich dłoniach. Były znacznie większe od normalnych – Stary Dziad zapewniał, że nie zawiodą oczekiwań i pozwolą się odpalić nawet przy dużej wilgotności. Oby miał rację...
Stuk!
Koło powozu podskoczyło na nierównej desce mostu dokładnie w chwili, gdy Shadis opuścił rękę.
Levi wstrzymał oddech. On i dowódca jednocześnie podpalili końcówkę ciągnącego się po ziemi lontu i zatkali sobie uszy. Wiedzieli, że musi minąć przynajmniej dziesięć sekund, zanim iskra dotrze do ładunku wybuchowego – Levi miał wrażenie, że to najdłuższe dziesięć sekund w całym jego życiu!
Zamknął oczy i jeszcze raz powtórzył sobie plan:
Użyją trójwymiarowego manewru, by przelecieć nad rozwalonym mostem. Shadis ustawi się za konwojem, by odciąć porywaczom drogę. Złodziejskie gnojki prawdopodobnie miały pistolety, więc trzeba będzie szybko się z nimi rozprawić – pociąć im ręce, zanim w ogóle pomyślą, by sięgnąć po broń. Przez most jechały dwa powozy, więc każdy z żołnierzy weźmie na siebie jeden z nich. Levi znał się na walce nieco lepiej niż dowódca, że to on pozostawi przy życiu i skrępuje jednego z porywaczy.
Tylko jednego.
Wszystkich pozostałych trzeba będzie zaciukać albo pozbawić przytomności. Może i było to brutalne rozwiązanie, ale zwiększało szanse na przetrwanie Erwina. Shadis i Levi byli tylko we dwóch, więc nie mogli sobie pozwolić na traktowanie przeciwników po dżentelmeńsku – chcąc nie chcąc, musieli sięgnąć po drastyczne środki...
BUM!
Levi wypuścił powietrze z ust. Kiedy uchylił powieki, jego oczy lśniły od determinacji. Błyskawicznie dobył ostrzy, zerwał się na nogi i wystrzelił kotwiczki do trójwymiarowego manewru.
Pale wysadzonej części mostu płonęły w ciemnościach. Unoszący się z nich czarny dym mieszał się z mgłą, jeszcze bardziej utrudniając widoczność.
Przelatując nad wodą, Levi zacisnął wargi i wstrzymał oddech, by nie wdychać śmierdzących oparów. Zanim wylądował, usłyszał prychnięcia przerażonych koni i przekleństwa zaskoczonych porywaczy.
Skupił się na tych drugich.
Nie widział zbyt dobrze, ale gdy uważnie się wsłuchał, był w stanie ustalić, ilu ich było.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanficLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...