Keith Shadis jak zawsze zerwał się z łóżka równo o wschodzie słońca. Błyskawicznie się ubrał, wziął swój niezawodny zegarek na łańcuszku i opuścił pokój, by udać się na poranny trening.
Korytarze zamku były puste i ciche. Większość oficerów zapewne nadal tkwiła w łóżkach. Keith nie miał o to do nich pretensji – wiedział, że ciężko pracowali na rzecz Korpusu Zwiadowczego.
Sobie samemu jednak nie zamierzał okazywać podobnej wyrozumiałości.
Wbrew temu, co poniektórzy mogli o nim myśleć, to wobec siebie był najbardziej surowy i to od swojej osoby wymagał najwięcej. To dlatego codziennie zrywał się skoro świt i wzmacniał swoje ciało, biegnąc do jeziora i z powrotem.
Zresztą, wcale nie był jedyny.
Keith wszedł do kanciapy ze sprzętem i ujrzał siedzącego na ławce Erwina.
- Ty tutaj? – odezwał się, marszcząc brwi. – Sądziłem, że biegasz wieczorem.
Smith akurat kończył zapinać paski wokół ud.
- Ostatnio ćwiczę dwa razy dziennie – wyjaśnił, posyłając przełożonemu przepraszający uśmiech. – Może dzisiaj pobiegniemy razem?
- Chętnie. – Shadis zajął miejsce obok pułkownika i podobnie jak on zabrał się za zakładanie pasków do trójwymiarowego manewru.
- Rundka wokół jeziora i powrót do bazy?
Keith wzdrygnął się.
Ech, ta młodość... - pomyślał z frustracją.
Kiedy był sam, docierał co najwyżej DO jeziora – nie miał w zwyczaju go okrążać. Ale gdyby głośno się do tego przyznał, okazałby słabość.
To było z jego strony trochę dziecinne, ale nie potrafił powstrzymać budzącego się w swoim sercu ducha rywalizacji.
- Okrążymy jezioro dwa razy – zarządził. – Nie możemy tracić formy, tylko dlatego że nowa wyprawa nie została jeszcze zatwierdzona.
Przyszło mu słono zapłacić za tę deklarację. Ledwo opuścili zamek, a zaczął tracić dech.
Erwin biegł jak młoda gazela, która miała zbyt dużo niespożytej energii i potrzebowała jak najszybciej się wyżyć. W dodatku posiadał cholernie długie nogi, przez co stawiał większe kroki niż Shadis i ciężko było dostosować się do jego tempa.
Mimo to Keith nie zamierzał odpuścić. Może i nie był tak młody i jurny jak kiedyś, jednak miał wprawę w pokonywaniu przeciwności losu. Trochę to trwało, ale w końcu przyzwyczaił się do tempa drugiego mężczyzny. Choć nie obyło się bez ponurych myśli:
Ile razy jeszcze zdołam dotrzymać mu kroku, nie zostając z tyłu niczym słabowity starzec?
Ile lat minie, zanim wszyscy przekonają się, jak żałośnie wypadam obok tego kreatywnego, przystojnego i diabelnie inteligentnego mężczyzny w kwiecie wieku?
Kto wie – może to kwestia nie lat, a miesięcy?
Shadis wydał zrezygnowane westchnienie.
Kiedy tak biegli obok siebie, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że cała ta sytuacja była jedną wielką metaforą. Idealnym podsumowaniem ich relacji!
Z jednej strony Keith bardzo cenił sobie Erwina. Ba, od czasu do czasu zdarzało mu się myśleć o tym jasnowłosym pułkowniku jak o bliskim członku rodziny – kimś na kształt przybranego syna, którego odnalazł po latach. Gdyby poproszono go o wydanie szczerej opinii, Shadis opisałby Smitha prawie wyłącznie w superlatywach – pracowity, zasadniczy, silny, myślący nieszablonowo, posiadający odpowiedni temperament... Innymi słowy: wprost idealny kandydat do kierowania Korpusem Zwiadowczym.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanficLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...