Erwin potrzebował chwili, by zrozumieć, co się stało.
- Kurwa mać... - mruknął Levi, po czym splunął na trawę. – Kiedy to wszystko się skończy, będę mył zęby przez co najmniej trzy godziny.
Dopiero te słowa wyrwały pułkownika z transu.
Promieniujący od złamanych żeber ból był prawie nie do zniesienia, jednak Smith najmocniej odczuwał zazdrość. Choć wreszcie poznał intencje Leviego, nie potrafił wyrzucić z pamięci sceny pocałunku.
- Musiałeś... aż tak to przeciągać? – wysapał na tyle ostrym tonem, na ile pozwalały mu obrażenia. – Nie mogłeś po prostu... odgryźć mu języka?
- Żeby rozdarł się na całą polanę? – syknął Levi. – Straciłeś, kurwa, rozum? Zapomniałeś, że jest ich trzech? Chciałbyś, żeby przybiegli tutaj i poobcinali nam to i owo?
Aaa, więc chodziło o to, by zrobić to po cichu? Aha, dobra.
Jednak to nie zmieniało faktu, że...
- Tak czy siak zaraz tu przyjdą – wymamrotał Erwin. – Będą chcieli sprawdzić, co z kolegą.
Spojrzenie Leviego spoważniało.
- Musisz ich zabić, Smith.
- C-co? – słabym głosem odparł Erwin. – Ja?
- Z tej pozycji niewiele mogę zrobić. – Levi spojrzał na strażnika między swoimi nogami i skrzywił się z niesmakiem. – Ale mogę wciągnąć ich w pułapkę. Gdy jeden z nich schyli się po blondasa, kopnę go w taki sposób, by wpadł na tego drugiego. Polecą prosto na ciebie. Musisz ich zajebać, rozumiesz?
- Levi, j-ja... - Smith posłał podwładnemu błagalne spojrzenie. – Mam połamane żebra. Ledwo mogę poruszyć palcem, a co dopiero...
- Jesteś pułkownikiem Zwiadowców, a nie jakąś jebaną beksą!
Levi powiedział to zaskakująco łagodnym tonem, patrząc Erwinowi w oczy, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że wierzy w niego całym sercem.
- Znajdziesz siłę – dodał nieco ciszej.
Miał rację. Smith rzeczywiście znalazł siłę – ale nie dlatego że był pułkownikiem Zwiadowców mającym za sobą lata doświadczenia. Zdołał się zmotywować, ponieważ uświadomił sobie, że kocha Leviego.
To był prawdopodobnie najgorszy moment, by zdać sobie z tego sprawę, lecz Erwin nie miał wątpliwości.
Dawno temu usłyszał od kogoś, że miłość to coś, co wydobywa z człowieka najlepsze cechy, pomaga mu odnaleźć najlepszą wersję samego siebie... Wcześniej tego nie rozumiał, ale teraz było to dla niego oczywiste.
„Znajdziesz siłę".
Wystarczyły dwa słowa Leviego i poczuł, że może zrobić wszystko. Nie miał innego wyjścia – musiał dokonać niemożliwego, by nie zawieść wyjątkowego mężczyzny, który na niego liczył.
Choć Erwin nigdy nikogo nie zabił, jakoś odbierze życie dwóm strażnikom murów. Nie pozwoli, by złamane żebra mu w tym przeszkodziły. Porażka oznaczała śmierć.
Popatrzył na Leviego i powoli skinął głową.
Zza drzew dobiegło rżenie konia, dźwięk uderzających o ziemię kopyt, a potem szelest liści.
- Ej, Andrew? – zawołał rozdrażniony Chris. – Weź się pośpiesz, co? Jacques powiedział, że straciliśmy tutaj zbyt dużo czasu i odjechał! Zrobiło mi się ciebie żal, więc postanowiłem, że zaczekam, ale jak zaraz nie zepniesz dupy, zostaniesz tu sam!
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
Fiksi PenggemarLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...