Rozdział 48 - Razem albo wcale

280 35 167
                                    

Erwin potrzebował chwili, by zrozumieć, co się stało.

- Kurwa mać... - mruknął Levi, po czym splunął na trawę. – Kiedy to wszystko się skończy, będę mył zęby przez co najmniej trzy godziny.

Dopiero te słowa wyrwały pułkownika z transu.

Promieniujący od złamanych żeber ból był prawie nie do zniesienia, jednak Smith najmocniej odczuwał zazdrość. Choć wreszcie poznał intencje Leviego, nie potrafił wyrzucić z pamięci sceny pocałunku.

- Musiałeś... aż tak to przeciągać? – wysapał na tyle ostrym tonem, na ile pozwalały mu obrażenia. – Nie mogłeś po prostu... odgryźć mu języka?

- Żeby rozdarł się na całą polanę? – syknął Levi. – Straciłeś, kurwa, rozum? Zapomniałeś, że jest ich trzech? Chciałbyś, żeby przybiegli tutaj i poobcinali nam to i owo?

Aaa, więc chodziło o to, by zrobić to po cichu? Aha, dobra.

Jednak to nie zmieniało faktu, że...

- Tak czy siak zaraz tu przyjdą – wymamrotał Erwin. – Będą chcieli sprawdzić, co z kolegą.

Spojrzenie Leviego spoważniało.

- Musisz ich zabić, Smith.

- C-co? – słabym głosem odparł Erwin. – Ja?

- Z tej pozycji niewiele mogę zrobić. – Levi spojrzał na strażnika między swoimi nogami i skrzywił się z niesmakiem. – Ale mogę wciągnąć ich w pułapkę. Gdy jeden z nich schyli się po blondasa, kopnę go w taki sposób, by wpadł na tego drugiego. Polecą prosto na ciebie. Musisz ich zajebać, rozumiesz?

- Levi, j-ja... - Smith posłał podwładnemu błagalne spojrzenie. – Mam połamane żebra. Ledwo mogę poruszyć palcem, a co dopiero...

- Jesteś pułkownikiem Zwiadowców, a nie jakąś jebaną beksą!

Levi powiedział to zaskakująco łagodnym tonem, patrząc Erwinowi w oczy, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że wierzy w niego całym sercem.

- Znajdziesz siłę – dodał nieco ciszej.

Miał rację. Smith rzeczywiście znalazł siłę – ale nie dlatego że był pułkownikiem Zwiadowców mającym za sobą lata doświadczenia. Zdołał się zmotywować, ponieważ uświadomił sobie, że kocha Leviego.

To był prawdopodobnie najgorszy moment, by zdać sobie z tego sprawę, lecz Erwin nie miał wątpliwości.

Dawno temu usłyszał od kogoś, że miłość to coś, co wydobywa z człowieka najlepsze cechy, pomaga mu odnaleźć najlepszą wersję samego siebie... Wcześniej tego nie rozumiał, ale teraz było to dla niego oczywiste.

„Znajdziesz siłę".

Wystarczyły dwa słowa Leviego i poczuł, że może zrobić wszystko. Nie miał innego wyjścia – musiał dokonać niemożliwego, by nie zawieść wyjątkowego mężczyzny, który na niego liczył.

Choć Erwin nigdy nikogo nie zabił, jakoś odbierze życie dwóm strażnikom murów. Nie pozwoli, by złamane żebra mu w tym przeszkodziły. Porażka oznaczała śmierć.

Popatrzył na Leviego i powoli skinął głową.

Zza drzew dobiegło rżenie konia, dźwięk uderzających o ziemię kopyt, a potem szelest liści.

- Ej, Andrew? – zawołał rozdrażniony Chris. – Weź się pośpiesz, co? Jacques powiedział, że straciliśmy tutaj zbyt dużo czasu i odjechał! Zrobiło mi się ciebie żal, więc postanowiłem, że zaczekam, ale jak zaraz nie zepniesz dupy, zostaniesz tu sam!

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz