Rozdział 68 - Szantaż

259 28 184
                                    

Mike dobrze pamiętał dzień, gdy pierwszy raz zobaczył tytana. Pomyślał wtedy:

Już nigdy nie spotkam niczego straszniejszego!

A potem poznał Leviego – człowieka, który zażynał tytany z taką łatwością, jakby były prosiakami przeznaczonymi na rzeź. Ponownie naszła go myśl:

To najgroźniejszy przeciwnik, z którym kiedykolwiek przyjdzie mi się zmierzyć.

I z którym na szczęście nie musiał się mierzyć, ponieważ byli po tej samej stronie.

Zresztą, nawet gdyby nie byli, to Mike nie miałby powodów do obaw. Trochę mu to zajęło, ale nareszcie poznał prawdziwą naturę zbira, którego Erwin sprowadził z Podziemia – Levi bywał wredny, złośliwy i niezwykle brutalny wobec tych, którzy nadepnęli mu na odcisk (bądź podeptali świeżo wysprzątaną podłogę), ale nie czerpał przyjemności z krzywdzenia innych.

Mike przekonał się o tym podczas jednego jedynego sparingu, który mieli okazję odbyć.

- Taki duży facet, a taki niezdarny! – Levi szepnął mu wtedy do ucha.

Czym podeptał jego ego, ale tak poza tym to... nie wyrządził mu żadnej poważnej krzywdy. I kiedy Zacharias wreszcie ochłonął po potyczce, zrozumiał, że miał cholernie dużo szczęścia.

Wszyscy Zwiadowcy mieli w diabły dużo szczęścia – ponieważ jedyny nad-człowiek w obrębie Murów był ich sojusznikiem, a nie wrogiem.

A potem okazało się, że Levi wcale nie był jedyny.

Dla Mike'a to odkrycie było jak powtórka z jego pierwszego spotkania z tytanem – nic nie mogło go na to przygotować! Nieważne, jak ciężko trenował ani jak duże zrobił postępy – przewaga między nim i przeciwnikiem była po prostu zbyt przytłaczająca.

- Taki duży facet, a taki niezdarny!

Ponownie usłyszał zdanie, które kiedyś padło z ust Leviego. Drugi raz w swojej karierze został powalony z taką łatwością, jakby był słabym dzieckiem, a nie świetnie wyszkolonym żołnierzem! W dodatku stracił przy tym oddech, bo w przeciwieństwie do Leviego facet w kapeluszu się z nim nie patyczkował.

Gdy dzwonienie w uszach ustało i Mike zaczął jako tako dochodzić do siebie, uświadomił sobie, że leży na brzuchu, czując okropny ból w klatce piersiowej. Czyżby podczas upadku złapał parę żeber?

Nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo usłyszał dźwięk odbezpieczonego pistoletu. Lada moment miał zginąć, a nie potrafił znaleźć w sobie ani grama energii, by zawalczyć o życie! Był do tego zbyt obolały. Mógł jedynie zacisnąć zęby i pomodlić się o to, by jego śmierć dała Erwinowi wystarczająco czasu na ucieczkę.

Jednak Smith miał inne plany...

- Oszczędź go, a pójdę po dobroci!

Że co?!

Zapatrzone w podłogę oczy Mike'a rozszerzyły się w szoku. Zacharias jakoś znalazł w sobie siłę, by przekręcić głowę i popatrzeć na dowódcę.

Facet w kapeluszu musiał być równie zdziwiony, bo zrezygnował z wpakowania swojej ofierze kulki w łeb. A przynajmniej tymczasowo.

- Oszczędź go... a pójdę z tobą po dobroci – powtórzył Erwin.

Dłoń Mike'a, którą tajemniczy zbir przyduszał do podłogi kolanem, zacisnęła się w pięść. Zacharias zawsze szanował Smitha, jednak teraz miał ochotę rozerwać go na strzępy.

Puste pokoje (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz