- Widzę, że ty i Mike zaczynacie się dogadywać – stwierdził Erwin.
Trening skończył się już jakiś czas temu, jednak Levi nie chciał jeszcze wracać do koszar. Zamiast tego przysiadł na zwalonym pniu drzewa i zabrał się za czyszczenie sprzętu.
- Nie nazwałbym tego „dogadywaniem się" – mruknął, nie podnosząc wzroku znad wykonywanej czynności.
- Dogryzaliście sobie jak typowi rywale z piaskownicy – podsumował wyraźnie usatysfakcjonowany Smith. – Uważam to za progres w waszej relacji.
Levi odpowiedział kpiąco-rozbawionym prychnięciem.
Erwin zajął miejsce obok podwładnego i oparł stopę na kolanie. Wcześniej pozbył się żołnierskiej kurtki i rozpiął górne guziki koszuli. Paski do trójwymiarowego manewru ściśle przylegały do jego umięśnionego torsu.
Levi uświadomił sobie, że gapi się na dowódcę, więc szarpnął głową w bok i gniewnie mlasnął językiem. Dłoń, w której trzymał szmatkę, szorowała uchwyty mieczy o wiele szybciej niż wcześniej.
- A zatem... - zagaił Erwin, splatając palce dłoni. – Nie było aż tak źle, prawda?
- Nie było – przyznał Levi. – A byłoby jeszcze lepiej, gdybyś nie zawracał mi gitary. Czego chcesz?
- Masz moją książkę.
Trzymająca szmatkę dłoń zamarła w bezruchu. Przybysz z Podziemia wytrzeszczył na dowódcę oczy.
- Skąd ty...
- To moja bezcenna własność. – Erwin łagodnie się uśmiechnął. – To oczywiste, że przy pierwszej okazji wróciłem do gabinetu Keitha, by wyciągnąć ją ze śmieci. Kiedy nie znalazłem kosza, domyśliłem się, że ktoś mnie uprzedził. Od razu wiedziałem, że to ty.
Zły, że tak łatwo go rozszyfrowano, Levi zaklął pod nosem. Oczywiście planował oddać dowódcy jego własność, ale zamierzał zrobić to potajemnie – najlepiej w taki sposób, by Smith pomyślał, że to Shadis wyciągnął książkę ze śmieci i postanowił ją zwrócić. Czy coś.
- Zgaduję, że cię wciągnęła – rzucił Erwin.
Oczy Leviego stały się jeszcze szersze.
- Książka – sprostował Smith, opierając policzek na dłoni. – To dlatego się spóźniłeś, prawda? Zacząłeś czytać i straciłeś poczucie czasu.
- Jesteś jakimś jebanym czarnoksiężnikiem, czy jak? – wykrztusił Przybysz z Podziemia.
- Ależ skąd. – Erwin zbliżył pięść do ust, by zamaskować chichot. – Po prostu uważnie obserwuję otoczenie. Gdy tylko wszedłeś do gabinetu Keitha, stało się oczywiste, jak bardzo ciekawi cię zawartość kosza. Zresztą, tylko dlatego przeciągałeś rozmowę, czyż nie? Chciałeś koniecznie pozbyć się mnie z pokoju, bym nie wiedział, że zabrałeś książkę.
Leviego ponownie zatkało. Ale tym razem nie dlatego, że był pod wrażeniem zdolności obserwacyjnych dowódcy. Przeciwnie – wprost nie mógł uwierzyć, że tak mądry facet jak Erwin mógł wykazywać się taką głupotą.
- Poważnie? – wydusił, z niedowierzaniem patrząc na Smitha. – Sądzisz, że to DLATEGO zagadywałem Shadisa?
- A miałeś jakiś inny powód? – Erwin przekrzywił głowę.
On autentycznie miał w oczach konsternację. Levi wprost nie mógł uwierzyć.
- Ja pierdolę, Erwin... - burknął, przyciskając sobie palce do skroni. – Czy ja naprawdę muszę ci to tłumaczyć? Ja tobie?! Przecież to ty jesteś w tej cholernej organizacji od prawie dwóch dekad, a ja zaledwie od paru tygodni! Nie wierzę, że uratowałem ci skórę, a ty nawet nie raczyłeś zauważyć.
CZYTASZ
Puste pokoje (Eruri)
FanfictionLevi wcale nie chciał polubić Hanji. Ani Erwina. Ani żadnego innego popaprańca należącego do Korpusu Zwiadowczego. Po śmierci Farlana i Isabel obiecał sobie, że pozostanie samotnikiem i do nikogo się nie przywiąże. W końcu lubić kogoś to martwić się...