- Ola! Ola, obudź się! Już czas! - czyjeś krzyki obudziły mnie, wyrywając z krainy, w której nie czułam bólu. - Musisz wstać!
Syknęłam z bólu, gdy czyjaś dłoń objęła mnie w talii i podniosła do góry.
- Musimy się pospieszyć. - rozróżniłam głos Barnesa.
Otworzyłam więc oczy, spoglądając na jego twarz, która znajdowała się zbyt blisko mojej. Przytuliłam go, ukrywając twarz w jego szyi, chcąc chociaż na chwilę zapomnieć o bólu. Czułam, jak Bucky spiął się pod moim dotykiem, ale nie odsunął się ode mnie.
- To naprawdę kiepski moment na okazywanie czułości. - odezwała się Wanda.
- Zabiją was za to. - wyszeptałam, odsuwając się od żołnierza.
- Jesteśmy dla nich zbyt ważni. Nic nam nie zrobią. - zapewnił Pietro.
- Zresztą nie będą nic pamiętać. - uśmiechnęła się cwaniacko Wanda.
- Jak wam się to wszystko udało? - spytałam.
Bucky mocno mnie trzymał, abym się nie przewróciła, gdy przemierzaliśmy białe korytarze. Nieprzytomni żołnierze leżeli na podłodze, a światła migały, jakby ktoś zdążył włączyć alarm.
- Wanda uśpiła wszystkich swoimi czarami, a Bucky wziął klucze Rumlovowi i otworzył nasze cele. - odpowiedział Pietro, prowadząc naszą grupę. Był czujny, tak jak reszta moich towarzyszy.
- To też twoja zasługa. Potrafisz pokazać coś w cudzych myślach. - wytłumaczyła Wanda. - Wszyscy zachowywali się, jak opętani. Ja czegoś takiego nie potrafię.
- Co? - nie zrozumiałam.
- Nie wiem, co to było. Zresztą nie mamy czasu na rozmowy. Może twoja rodzina ci to wszystko wytłumaczy, pomoże zrozumieć. Wszyscy widzieliśmy twój koszmar. - westchnęła Wanda.
- Nie miałam koszmaru. - popatrzyłam na nią zaskoczona.
- Może oddałaś go innym? - dziewczyna przyjrzała się mi z zastanowieniem. - Nie ważne. Za chwilę wszyscy się obudzą. Czar jest słaby, bo na zbyt wiele ludzi. Macie jakieś pięć minut. - zwróciła się do brata.
- My zajmiemy się żołnierzami, jak się obudzą. - dodał Bucky, przekazując mnie Pietro. - Pozdrów Steva. - poprosił.
- Tak zrobię. - uśmiechnęłam się lekko. - Dziękuję za pomoc. Uważajcie na siebie. - przytuliłam Wandę.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Masz przeżyć, Stark. - dziewczyna odwzajemniła uścisk i odsunęła się ode mnie. - Idźcie już.
- Dziękuję. - powiedziałam ostatni raz, pozwalając aby Pietro przytulił mnie mocno do siebie, czemu towarzyszył mój syk z bólu.
- Wybacz, ale nie chcę cię zgubić po drodze. - zaśmiał się. - Zamknij oczy. Będzie wtedy łatwiej.
- Masz pięć minut, aby odstawić ją jak najdalej stąd i wrócić tutaj. - przypomniała Wanda.
- Dam radę. Powodzenia. - powiedział Pietro i błyskawicznym tempem ruszył przed siebie.
Zamknęłam oczy, nie chcąc wywoływać zawrotów głowy i mocno objęłam szyję chłopaka. Nie wiem, jak daleko znaleźliśmy się od bazy Hydry w ciągu tych dwóch minut, ale gdy Pietro się zatrzymał, znajdowaliśmy się w zaśnieżonym lesie.
- Muszę wracać. Masz. - białowłosy założył na moje ramiona skórzaną kurtkę. - Znajdź jakąś kryjówkę. Oni mogą cię szukać. Resztą zajmiemy się my. Trzymaj się, Ola. - przytulił mnie na pożegnanie.
CZYTASZ
Tetralogia Zakochana w Kłamcy
FanfictionSamotność boli, gdy miłość zostanie odebrana tak nagle. Wyrwana z serca siłą. A rozstanie zdecydowanie nie jest tym, o czym marzy każda dziewczyna. Ale to nie koniec. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy on nastąpi, zwłaszcza gdy ma się za chłopaka Kła...