1. Biały Wilk w Wakandzie

37 7 2
                                    

Kilka tygodni po krótkiej wizycie Lokiego stwierdziłam, że potrzebuję wakacji. Tony również kilka razy sugerował, że potrzebuję odpoczynku, bo byłam cieniem dawnej siebie. Musiał nade mną czuwać i nie mógł poświęcić całej swojej uwagi Pepper, z którą próbował odnowić relacje. Oboje zasługiwali na szczęście, a doskonale zdawałam sobie sprawę, jak jedno tęskniło za drugim.

Nie byłam przekonana co do pomysłu wakacji, ale byłam wyczerpana psychicznie, więc po wielu rozważaniach w końcu się zgodziłam. Bałam się, że mylę rzeczywistość z wizjami i snami. Ostatnie spotkanie Lokiego nie mogło opuścić mojej głowy. Mimo to Tony mi wierzył. Z resztą na dowód były także nagrania kamer z sali treningowej. To też dawało mi nadzieję, że Loki żył, a ja nie byłam obłąkana.

Jednak nadzieję zastępowała niepewność i strach, bo co noc nawiedzały mnie wspomnienia z przeszłości, teraźniejszość, bądź wizje na przyszłość. Dzięki nim wiedziałam, co się dzieje z pozostałymi członkami Avengers. Nigdy nie dokładnie, ale zawsze coś. To było darem i przekleństwem jednocześnie. Na dodatek tak dobrze znałam ich losy z filmów, że bałam się, iż nie dam rady zmienić ich zakończeń.

Były wakacje. Tony i Pepper potrzebowali prywatności, a ja wyciszenia. Liczyłam, że pobyt w całkiem obcym miejscu mi to zapewni.

Właśnie dlatego pojawiłam się w Wakandzie. Wybrałam to miejsce, mając nadzieję spotkać tutaj Rogersa. W końcu rok temu właśnie tutaj miał zamiar przylecieć z Jamesem.

Samolotem, który pożyczyłam od Starka, wylądowałam na ogromnej polanie. Nie to, żebym umiała pilotować. Całe szczęście technologia taty była na tyle zaawansowana, że F.R.I.D.A.Y. była w zupełności samowystarczalna i nie musiałam się bać, że rozbiję się na najbliższych drzewach. Natomiast namiary na dobrze ukrytą Wakandę znałam ze snów i wizji. Tak więc po kilku godzinach wylądowałam na opuszczonej polanie. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale gdy tylko wyszłam z samolotu, zostałam otoczona przez kilkunastu mężczyzn ubranych w dość specyficzny sposób. Każdy miał na sobie jakąś zbroję wykonaną zapewne ze zwierzęcej skóry, albo czegoś bardzo ją przypominającego. Niektórzy mieli również peleryny, albo liczne kolczyki w różnych częściach twarzy.

- Dzień dobry. - przywitałam się z uśmiechem, jednak mężczyźni wymierzyli we mnie swoje bronie.

- Kim jesteś? - spytał jeden z nich. Miał skórzane spodnie, dziwną ciemnobrązową spódnicę, a także podobnego koloru tunikę i granatową pelerynę przewieszoną przez jedno ramię, a ja piersiach spoczywał kawał metalu, imitujący część zbroi.

- Aleksandra Stark. - odpowiedziałam, podnosząc ręce w geście kapitulacji. - Szukam Steva Rogersa. Wiem, że tutaj jest... albo był. - dodałam. - To dla mnie bardzo ważne.

- Idziesz z nami. - rozkazał ten sam czarnoskóry mężczyzna.

Musiał być ich przywódcą, bo gdy skinął głową, dwóch mężczyzn wyszło na przód, otaczając mnie z obu stron. Nie miałam wyjścia, jak ruszyć w ich towarzystwie w stronę miasta. Samolot został na polanie, pilnowany przez kilku czarnoskórych strażników, czy kimkolwiek tutaj byli.

Rozglądałam się na boki, przyglądając się Wakandzie. Bardzo przypominała Asgard. Kraj zamieszkiwało mnóstwo szczęśliwych, inaczej ubranych ludzi i biegających wszędzie dzieci, a prawie wszystko zamiast złota zrobione było z vibranium. Obydwie krainy miały swoich władców i zasady, których przestrzegali, a także specyficzne tradycje. Łączyła ich także doskonale rozwinięta technologia oraz samoobrona i armia. Byłam pewna, że żaden kraj w Europie czy na innym kontynencie nie posiadał aż tak wyszkolonych ludzi.

Po jakimś czasie weszliśmy do ogromnego zamku, który wyglądem w ogóle go nie przypominał. Był bardzo nowoczesny, zresztą jak cała Wakanda. Wysoki budynek tak jakby wbudowany w skały, w całości wykonany z ciemnego materiału i wielu przyciemnianych okien.

Tetralogia Zakochana w KłamcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz