11. Wieczór i impreza

17 2 1
                                    

- Tęskniłam za tobą. - wyznałam, leżąc w ramionach Lokiego na łóżku w moim pokoju.

- Ja za tobą bardziej, kochanie. - Kłamca pocałował mnie w czubek głowy.

- Nie prawda. Skąd wiesz, że bardziej? - uśmiechnęłam się wyzywająco i podniosłam na łokciu, by spojrzeć w oczy narzeczonego.

- Nie mogłem o tobie zapomnieć. Cały czas widziałem twoje piękne oczy. Śniłaś mi się każdej nocy. Każdego dnia wspominałem nasze pocałunki. - wymieniał, patrząc mi prosto w oczy z tym pięknym uczuciem. Miłością. Cholera, byłam taką szczęściarą.

- Miałam tak samo, Loki. - odparłam i pocałowałam go w usta. - Moi rodzice mówili, że cały czas mnie obserwują. Ty też tak robiłeś? - zadałam pytanie, którego odpowiedzi byłam bardzo ciekawa.

- Nie. Ja tak nie mogłem. - odpowiedział, a w jego oczach dostrzegłam lekki smutek. - Nie mogłem, bo mimo wszystko nie jestem twoją rodziną.

- Przecież...

- To, że ci się oświadczyłem nie czyni mnie jeszcze członkiem twojej rodziny. - przerwał mi, czytając mi w myślach. - W zaświatach panują dziwne zasady, których zapewne nie zdążyłaś poznać.

- Nie.

- Nic nie szkodzi. Niewiele cię ominęło. Zresztą to nieważne, bo przez najbliższe wieki nigdzie cię nie puszczam. - uśmiechnął się, całując mnie w usta.

- Tylko przez najbliższe wieki? - udałam oburzoną, choć z trudem powstrzymywałam uśmiech.

- Przez wieczność będziesz moja i tylko moja. - zapewnił stanowczo, układając dłoń na moim policzku.

- Kocham cię, Loki. - pocałowałam go w usta, co od razu odwzajemnił, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej.

- Kocham cię, Ola. - odpowiedział, gdy przerwaliśmy pocałunek z braku powietrza. - A ktoś powiedziałby, że skoro nie masz serca nie jesteś w stanie czuć. - wypowiedział swe myśli na głos.

- Widzisz, życie zaskakuje. - uśmiechnęłam się. - Poza tym to ty dawniej twierdziłeś, że masz serce z lodu.

- Bo jestem potworem.

- Nie, Loki. To ja nim jestem.

- Przestań, skarbie. Ty nawet muchy byś nie skrzywdziła. - uśmiechnął się pewny siebie.

- A mimo tego zabijałam. - odpowiedziałam. - Chitauri podczas twojego ataku na Nowy Jork. Ludzi Thanosa pięć lat temu, tak samo jak trzy miesiące temu. - wymieniałam.

- Musiałaś się bronić. Siebie, rodzinę i świat. Robiłaś słusznie. - odparł.

Wyswobodziłam się z jego objęć, odsunęłam i usiadłam na łóżku. Skoro nie mógł na mnie patrzeć, jak rodzice, nie wiedział, co zrobiłam Malufowi. Nikt nie wiedział, prócz umarłych i nie chciałam, aby ktokolwiek się dowiedział, ale przed nim nie mogłam mieć tajemnic.

- Zabiłam człowieka. - odezwałam się po chwili, nie patrząc na Laufeysona.

- Nie rozumiem. Jeśli to była samoobrona to przecież...

- Mężczyznę, który wydał rozkaz ataku na sklep. Zamachu, w którym zginęła moja rodzina. - wyszeptałam, dalej nie patrząc na Lokiego. - Pomściłam ich. Musiałam. Nie umiałam żyć ze świadomością, że człowiek, który kazał ich zabić, żyje. - wyjaśniłam, a po moim policzku spłynęła łza.

- Skarbie... - Loki wziął mnie w swoje ramiona.

- Przerażające jest to, że wtedy mi się to podobało. - dodałam. - Cieszyłam się z jego bólu. Czułam jego strach i podobało mi się to. - wypłakałam. - Torturowałam go z uśmiechem na ustach! Wszystko wcześniej dokładnie zaplanowałam! I ani razu nie zawahałam się przed zrobieniem mu krzywdy. Zabiłam go gołymi rękami z uśmiechem na ustach! - wyznawałam załamana. - A teraz boję się samej siebie. Chociaż wiem, że tamtego czegoś już nie ma. Ja... Ja jestem potworem.

Tetralogia Zakochana w KłamcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz