W siedzibie Avengers panowała dość napięta atmosfera.
Vision tęsknił za Wandą, mimo że się do tego nie przyznawał, widziałam jak błądził wzrokiem po kuchni, gdy graliśmy razem w szachy. Często nie potrafił się skupić, ale i tak większość partii wygrywał.
Natasha nie odzywała się do nikogo. Nie wiedzieliśmy więc, gdzie jest ani jak się czuje. Martwiłam się o nią, ale wiedziałam, że sobie poradzi.
Nie spotkałam się więcej z Kapitanem ani Buckym. Nie widziałam również Wandy, Clinta czy Wilsona. Bruce nie wrócił z kosmosu, a Thor również nie pokazał się na Ziemi. Nie miałam okazji poznać Ant-Mana czy Czarnej Pantery, ale Spider-Man odwiedził nas kilka razy.
Zaprzyjaźniliśmy się, gdyż byliśmy w tym samym wieku. Rozmawiało nam się całkiem spoko, chociaż chłopak czasami wprowadzał takie metafizyczne stwierdzenia, których ja zupełnie nie pojmowałam. Mimo to spotkania z nim były miłą odmianą od grobowej atmosfery, jaka panowała w bazie Avengers.
Tony pomagał w rehabilitacji Rhodeyowi, który został sparaliżowany od pasa w dół. Ćwiczenia bardzo pomagały, bo już udawało mu się chodzić po niewielkim dystansie, podtrzymując się barierek. Nogi miał usztywnione jakimś metalem, ale na tym się nie znałam.
Dzisiaj był taki dzień, w którym czytałam książkę, siedząc na podłodze oparta o ścianę i słuchając ukradkiem rozmowy mężczyzn. Nie potrafiłam się skupić na lekturze, którą od trzech dni był "Dwór Cierni i Róż". Wpatrywałam się w ścianę rozmyślając o tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie. Wakacje dobiegały końca, a zamiast odpoczynku przyniosły jedynie smutek.
Odwróciłam wzrok, gdy usłyszałam hałas, który spowodował upadek Rhodeya.
- Pomogę ci. - zaoferował Tony błyskawicznie kucając obok przyjaciela.
Podbiegłam do mężczyzn, odkładając książkę na podłogę, aby również w razie potrzeby pomóc.
- Nie. Ja sam. - powstrzymał nas czarnoskóry.
Powoli usiadł na podłodze, a ja lekko odsunęłam się od przyjaciół i oparłam o ścianę za nimi.
- Sto trzydzieści osiem. - przerwał ciszę James. - Sto trzydzieści osiem misji. Tyle odbyłem, Tony. W każdej mogłem polec, ale latałem. Trzeba było walczyć. - mówił, a my słuchaliśmy go w ciszy. - Tak samo jest z protokołem. Podpisałem, bo tak należało. To nie jest fajne. Dostałem łupnia, ale nie zmieniłem zdania. - zapewnił. - Jeszcze. - dodał z uśmiechem.
Tony podał mu rękę, którą tym razem czarnoskóry przyjął i razem wstali z podłogi.
- W porządku? - upewnił się miliarder.
- Tak. - zapewnił James.
Nagle w szklane drzwi zapukał starszy mężczyzna. Wszyscy popatrzyliśmy na niego. Miał na sobie granatowy kombinezon z nadrukiem nazwy firmy, a za jego plecami stal zaparkowany biały samochód.
- Pan Anthony Srark? - wyczytał z paczki, na co ja i Rhodeya wybuchliśmy śmiechem.
- Tak! Tak! To Tony Srark! - James wskazał przyjaciela, który przewrócił oczami. - Dobrze pan trafił! Dziękuję! - wykrzyczał do kuriera. - Nigdy ci już nie odpuszczę. - zapewnił miliardera. - Stolik dla pana Srarka, koło ubikacji. - powiedział, czym jeszcze bardziej powiększył mój atak śmiechu.
Nawet Tony się zaśmiał.
- Dziękuję. - Stark odebrał paczkę, a po chwili kurier zniknął, ponownie zostawiając nas samych. Tony przyjrzał się tekturowemu pudełku.
CZYTASZ
Tetralogia Zakochana w Kłamcy
FanfictionSamotność boli, gdy miłość zostanie odebrana tak nagle. Wyrwana z serca siłą. A rozstanie zdecydowanie nie jest tym, o czym marzy każda dziewczyna. Ale to nie koniec. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy on nastąpi, zwłaszcza gdy ma się za chłopaka Kła...