W Wakandzie byłam już kilka dni i musiałam przyznać, że naprawdę mi się tutaj podobało. Kraj zamieszkiwali przyjaźni mieszkańcy, cały czas było tutaj niesamowicie ciepło, a na dodatek miałam z kim porozmawiać i zapomnieć o nieprzyjemnych sprawach. Było ciężko, ale udawało mi się na krótkie chwile zapomnieć o rozpadzie Avengers czy strachu o życie ukochanego.
Oczywiście pierwszego dnia podczas kolacji musiałam opowiedzieć T'Challi, jego rodzinie i przyjaciołom, moją historię: o śmierci rodziny, o tym jak poznałam Avengers, co potrafię i całą resztę z wszystkiego co dotychczas przedżyłam. Nie miałam problemu z podzieleniem się moim życiem z tymi ludźmi. Wydawali mi się mili i od razu zyskali moją sympatię. Ominęłam tylko temat Lokiego. Nie powiedziałam, co mnie z nim łączy i co do niego czuję. To było tylko moje. Zbyt prywatne by dzielić się opowieściami o nim z ludźmi, o których nie wiedziałam, jaki mają do niego stosunek.
Prócz tego zaprzyjaźniłam się z Shuri, która próbowała pomóc mi odblokować w sobie jeszcze więcej innych mocy, ale na razie nie odkryłyśmy nic nowego. Często trenowałam swoje umiejętności waleczne z Czarną Panterą czy Okoye. Nie mogłam wtedy używać magii, prócz refleksu oczywiście. Ale i takie umiejętności bywały przydatne. Zwłaszcza w moim prawdziwym świecie.
Bardzo dużo czasu spędzałam z Buckym, z którym niestety nie mogłam trenować, przez brak jego drugiej ręki. Żołnierz mieszkał na uboczu kraju i nawet podczas mojego pobytu w Wakandzie nie chciał zamieszkać bliżej pałacu. Bał się, że Zimowy Żołnierz cały czas w nim siedzi, mimo pomocy Shuri i T'Challi, którzy oczyścili jego umysł z "zaklęć" Hydry. Jednak Barnes dalej sobie nie ufał.
Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak. Choć oglądałam filmy setki razy, nie mogłam wnosić w życie ich bohaterów zbyt wielu drastycznych zmian. Poza tym nigdzie nie pokazywali, jak pomóc Jamesowi. To było frustrujące.
Mimo to w Wakandzie czułam się bezpiecznie. Tony dzwonił do mnie codziennie, a ja podziwiałam go za troskę, którą mnie darzy, mimo że nie byłam jego prawdziwą córką. Kochałam go jak ojca, bo naprawdę w pewien sposób zastąpił mi rodzinę. Wraz z innymi, z którymi teraz nie miałam kontaktu.
- Gotowa? - do rzeczywistości przywrócił mnie głos Czarnej Pantery.
Podniosłam wzrok na mężczyznę przede mną, odpychając od siebie te wszystkie myśli. Podczas treningu nic nie powinno mnie rozpraszać, chyba że prosiłabym się o kilka następnych siniaków.
- Tak. - uśmiechnęłam się lekko i ustawiłam się w pozycji bojowej.
- Bez sztuczek. - przypomniał mój przeciwnik.
- Pamiętam. - zaśmiałam się. - Tak to już dawno byłbyś pokonany.
- Nie doceniasz mnie, Ola.
- Nie prawda. Po prostu wiem, że...
Oślepiła mnie światłość, która trwała krócej niż sekundę. Tyle jednak wystarczyło, by przenieść mnie zupełnie gdzie indziej.
Widziałam Lokiego. Był na statku, obok Thora. Patrzyli za okno na jeszcze większy statek, który leciał prosto na nich. Gdzieś z tyłu maszyny wydawały charakterystyczne odgłosy pikania. Wszędzie panowała ciemność, przerywana jedynie co kilka kroków słabymi kolorowymi lampkami.
- Musisz być bezpieczna, kochanie. - odezwał się nagle Loki, nie odwracając wzroku od statku.
Thor był tak jakby nieobecny. Nie słyszał nas, ani nie widział, że ze sobą rozmawiamy. Cały czas patrzył za okno, nie ruszając się. To musiała być kolejna z wielu sztuczek mojego bożka.
- Jestem bezpieczna. Co się dzieje? - spytałam, coraz bardziej zaniepokojona, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co za chwilę nastąpi.
- Nie może cię dosięgnąć. Nie może cię znaleźć. - mówił chaotycznie Loki i odwrócił się twarzą do mnie.
CZYTASZ
Tetralogia Zakochana w Kłamcy
FanfictionSamotność boli, gdy miłość zostanie odebrana tak nagle. Wyrwana z serca siłą. A rozstanie zdecydowanie nie jest tym, o czym marzy każda dziewczyna. Ale to nie koniec. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy on nastąpi, zwłaszcza gdy ma się za chłopaka Kła...