Rozdział 39. Znów mam deja vu

1.1K 48 16
                                    

Napisałam rozdział w dwie godziny, więc mam nadzieję, że wam się spodoba. Zły stan zdrowia utrzymał mi się przez całe święta, a wczoraj miałam zakręcony dzień, więc finalnie dzisiaj się spięłam i tworzyłam dla was cuda ;) Oczywiście w przyszłości wszystko będzie jeszcze bardziej porozpisywane ;0

---------------------------

CADEN

Teraźniejszość

Obudziłem się po jedynie kilku godzinach snu. Ostatnio sen był czymś, czego nie mogłem w spokoju doświadczyć, bo nawet tam docierały do mnie demony wskrzeszone dawniej przez mojego ojca i wujka. Oni stworzyli potwora, którym się stałem. Bywały chwilę, kiedy naprawdę chciałem coś poczuć, cokolwiek. Zabrano mi wolną wolę, rzucając na niepewny i cholernie wstrętny grunt, licząc na moje szybkie wygrzebanie się na stabilną powierzchnię. Teraz za każdym razem, kiedy spoglądałem w własne odbicie, miałem ochotę rozjebać szkło. Czerpałem przyjemność z zadawania innym bólu, chociaż za dzieciaka miałem jeszcze tam jakieś swoje marzenia. Gówniarskie, jak to je nazwał mój staruszek. Wpajano mi za młodu, że muszę zostać kimś, a w tym celu należy zapomnieć o snuciu nierealnych scenariuszy, które nie miały się nigdy wydarzyć.

– Tylko ja dam ci coś, co nada twojemu życiu jakikolwiek sens, gówniarzu.

Nienawidziłem go. Nienawidzę go. I przysiągłem, że już zawsze będę go nienawidził.

Ubrałem się w spodnie dresowe i udałem na domową siłownię. Założyłem rękawice bokserskie, aby móc potrenować ciosy, jakie miałem zamiar zadać dzisiejszego wieczoru. Ustawiłem worek na wprost siebie i rozpocząłem bezlitosną serię wymierzania uderzeń. Przemawiała przeze mnie złość, zwłaszcza że na worku powieszałem sobie zdjęcie ojca, aby mieć dodatkową motywację do wkładania więcej siły w ciosy. Waliłem bez opamiętania, będąc w szaleńczej furii. Myślałem tylko o tym, żeby rozjebać swój cel i nie dać mu się poskładać do jednego kawałka.

– Zawsze byłeś słaby, synu. Zawiodłeś mnie po raz kolejny. Powiedz, który to już raz?

Pierdolony stary dziad, myślący że był jebanym Bogiem.

Cios.

Drugi cios.

Trzeci, czwarty, piąty, szósty...

– Kurwa – krzyknąłem, gdy pierdolnąłem w worek z taką mocą, że usłyszałem chrupnięcie w kostkach palców.

Przestałem, łapiąc oddech, który przychodził mi z trudem. Rzuciłem rękawice, aby obejrzeć palce. Trochę je uszkodziłem, jednak nie na tyle, żeby miały szczególnie przeszkadzać mi w dzisiejszej walce. Byłem najlepszy, kurwa mogłem zajebać kogoś chodząc o kulach i nikt nie zdążyły choćby mrugnąć. Nauka starego stworzyła maszynę do zabijania. We mnie nie dało się dostrzec żadnej iskry światła, mimo iż wielu tego próbowało. Najpierw Sylvie, później Emily, teraz Miguel i znowu powracająca cholerna Rose. Każdy z nich zatracił się w tej złudnej nadziei uratowania mojej zepsutej duszy. Tego nie dokonałby nawet prawdziwy stwórca tego coraz zabawniejszego świata.

Moja dusza nie była zepsuta, tylko zwęglona i pozbawiona żywego punktu, jaki mógłby utrzymać ją po tej dobrej stronie mocy. Lubiłem żartować, że zawsze moim ulubioną sagą były Gwiezdne wojny, a ulubioną postacią Anakin Skywalker, dokładniej jego mroczna strona, nie obejmując w to zakończenia jego żywotu, gdy przeszedł na stronę swoich przyjaciół. To jedyna rzecz, która mnie z nim nie łączyła.

On uwolnił się od mroku, a ja zatraciłem się w nim na wieki.

Patrząc na to z drugiej strony, miał coś czego, ja nie miałem. Prawdziwą miłość, ale nawet Padme nie była w stanie go uratować przed złym wyborem. Go pchał ku temu Imperator, którego ja także posiadałem. Ojciec spisywał się w tej roli idealnie. Obi-Wan Kenobi to był taki Miguel, a Padme próbowały być, aż dwie dziewczyny, ale żadna nie sprostała w takiej roli. Jedna sama żyła w tej bańce, podczas gdy druga nawet o niej nie wiedziała.

THE DARKSIDE OF DEATH & BLOOD [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz