TOM II: Rozdział 44. Koniec gry

632 40 12
                                    

                Na wstępie: Dodaje wam troszeczkę skróconą wersję tego rozdziału z pewnego powodu, o którym się niedługo dowiecie.  Generalnie rozdział ten może się finalnie różnić od obecnej wersji i to w dużym stopniu.

CADEN

Teraźniejszość

Szósty czerwca.

Mogłem się założyć, że nie bez powodu wybrał akurat tą konkretną datę. Dokładnie pięć lat temu poznałem Emily, a dokładniej zobaczyłem ją na tamtej ulicy. Zapewne chciał mi o tym przypomnieć i uczcić to wysyłając mnie na arenę, abym na niej zginął za to, że nie zabiłem dziewczyny, gdy mi to zlecił. Nigdy nie sprzeciwiłem się ojcu, nie przed poznaniem jej. Uznałem, że nie zasługiwała na śmierć, dałem jej szansę na przeżycie godnego życia. Miałem wszystko pod kontrolą oprócz jednej rzeczy.

Nie przewidziałem, że stanie się ona moją osobistą cząstką, bez której nie znałem swojej dobrej strony, nie potrafiłem, a wręcz nie chciałem jej mieć, kiedy ona nie stała obok.

Oczy nigdy nie kłamały, a w moich pojawiały się iskry nie tylko pożądania, ale przynależności do niej. Jeśli miałem dziś zginąć, chciałem przyznać sam przed sobą, że coś poczułem. Chciałem, żeby była blisko, lubiłem jej obecność. Może wcale nie byłem takim bezuczuciowym dupkiem, za jakiego mnie wszyscy uważali. Chroniłem ją, nawet wtedy, gdy przemawiała przeze mnie żądza zemsty. Dlatego to takie trudne, uczono mnie przecież żyć, jako bestia bez serca, a ja chciałem o tym zapomnieć.

Nie byłem dobrym człowiekiem, ale nie byłem też całkowicie zepsuty.

Przeszłości nie dało się wymazać, ale przyszłość była jeszcze do odratowania. Wypowiedziałem wiele nieprzemyślanych słów, rzucałem je na wiatr i nie myślałem o tym, jak bardzo mogły wpłynąć na drugą osobę. Zawsze mówiłem, że niczego nie żałuje. A jednak, skłamałem po raz kolejny.

Powiedziałem jej, że nie chcę się zmieniać.

Kłamstwo.

Chciałem być dla niej lepszy, ale nie mogłem całkowicie porzucić swojej tożsamości. Moim celem było przejęcie organizacji i sprostowanie wszystkiego, co mój ojciec zniszczył. Chciałem zabijać jedynie tych, którzy krzywdzili innych, tak jak miało być od samego początku. Mój dziadek stworzył organizację nie po to, aby stać się koszmarem innych, lecz żeby być postrachem tych, którzy dopuszczali się beztialskich czynów. Układy z glinami służyły naszemu rozwojowi, jednak po śmierci założyciela, jego syn musiał wszystko zrujnować.

Więc, jako wnuk Willy'ego Diaza musiałem wszystko odkręcić i zadbać o swoje dziedzictwo, które chciano mi wyrwać z rąk, mimo że sam ciężko na nie zapracowałem.

Kiedy robisz coś według zasad, stajesz się wrogiem tych, którzy ich nie przestrzegają. Frederick chciał zmienić testament swojego ojca, zgarnąć wszystko dla siebie i stworzyć imperium oparte na swoim własnym prawie stworzonym od podstaw.

Wszedłem mu w paradę, więc trzeba mnie usunąć z drogi.

Rose siedziała obok, a jej ciało trzęsło się z nadmiaru emocji. Przytulałem ją do swojego boku, chcąc ją uspokoić i zapewnić, że wszystko skończy się pomyślnie.

Znowu musiałem skłamać, ale po raz kolejny robiłem to dla jej dobra.

– Pamiętasz, co ci mówiłem? – Spojrzałem na nią, upewniając się, że mnie słuchała.

Patrzyła, poświęcała na mnie całą swoją uwagę. Byliśmy poniekąd na siebie skazani, zamknięci w jednym, ciasnym miejscu, oczekując na dalsze kroki ludzi, którzy w tamtym momencie mieli nad nami przewagę. Chciałbym móc mieć tyle siły, aby ich wszystkich wybić. Zostałem zaciągnięty w ślepą uliczkę na własne pierdolone życzenie. Dałem się podejść wiedząc czym to skutkowało.

THE DARKSIDE OF DEATH & BLOOD [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz