TOM II: Rozdział 43. 1826 dni temu

501 40 9
                                    

                                Na wstępie chcę powiedzieć, że spodziewajcie się  niespodziewanego, a niedługo wiele fajnych rzeczy wam powiem ;0

-----

CADEN

Teraźniejszość

Emily pomogła mi uwolnić się z krępujących więzów. Wstałem z krzesła i rozprostowałem kości. Spędziłem w niekomfortowej pozycji kilka dobrych godzin, a w międzyczasie podano mi jakiś narkotyk, który miał zacząć działać po sześćdziesięciu godzinach od jego podania. To takie utrudnienie podczas walki, efekt specjalny, aby więcej się działo. Chcieli zrobić z nas prawdziwe widowisko i rzeczywistych gladiatorów. Od dawna wiedziałem, że mój stary miał nasrane we łbie, lecz nie sądziłem, że zmusi własnych synów do stanięcia przeciwko sobie w śmiertelnym pojedynku na arenie.

Długo zastanawiałem się, co on tak zawzięcie planował. Mimo, że stałem przy jego boku wiele dobrych lat, o moim ostatecznym losie zadecydował ostatni występek, mój bunt, na który czekałem jeszcze będąc nastolatkiem. W dodatku matka Rose miała w tym swój znaczący udział. Mój idealny plan uległ zmianie, musiałem nas z tego wyciągnąć bez konieczności zabicia brata. Nie miałem pojęcia, co on mu zrobił, być może Aaron nie był sobą i przez to będę miał utrudnione zadanie. Liczyłem tylko, że pozostałym uda się zaatakować siedzibę, a skoro wszyscy będziemy na arenie, tutaj nie powinno być zbyt wielu strażników.

Z rozmyślań wyrwało mnie uczucie silnego pieczenia na poliku. Dotknąłem dłonią tego miejsca i spojrzałem na sprawcę z niedowierzaniem. Uderzyła mnie, a ja kurwa przyszedłem jej z pomocą.

Co do cholery było z nią nie tak?

– Serio dałeś się złapać? – zapytała z wyraźnymi pretensjami.

Przybrała bojową postawę mimo, że wyglądała na wycieńczoną. Pod oczami dostrzegłem sińce, a jej twarz bez choćby grama makijażu była nienaturalnie blada. Musieli jej podawać silne leki, wstrzykiwać jakieś gówna dożylnie. I mimo, że chciałem być na nią zły, nie potrafiłem. Już nie, straciłem tą umiejętność i nawet nie wiem sam, w którym momencie. Widząc ją w takim stanie, chciałem go zabić tu i teraz bez żadnych świadków, podchodów i atrakcji. Kiedyś wydawało mi się, że bycie nim jest moim celem. Widziałem w nim swój wzór, kogoś kim chciałbym być do czasu, aż nie poznałem wszystkich jego najmroczniejszych sekretów. Zobaczyłem, co robił z ludźmi i jak wielki wpływ miało to na naszą rodzinę, która dzisiaj nie istniała.

– Serio mnie uderzyłaś? – odgryzłem się, robiąc krok w jej stronę.

– Za to, że popełniłeś wielką głupotę przychodząc kompletnie sam, dając im się złapać i obezwładnić. – Ostrożnie uniosła na mnie wzrok, również podchodząc bliżej uważając, aby nie stracić równowagi. – Na co liczyłeś, Diaz? – zadała pierwsze pytanie. – Czy uznałeś, że świetnym pomysłem będzie oddać się w ręce ojca, który marzył o tym, aby w końcu móc cię zabić? A przy okazji, pozbyć się też mnie i drugiego syna.

– Słuchaj, ja naprawdę przyszedłem tutaj mając przygotowany plan. Pozostali zjawią się tutaj za nieco ponad czterdzieści godzin.

Mina dziewczyny nie podzielała mojego entuzjazmu, którego z resztą powoli nie było. Sam zaczynałem wątpić w własne słowa, ale musiałem przekonać ją, że miałem pojęcie, co robię. I przy okazji przywrócić w sobie tą wiarę.

– Ty się słyszysz? – Pokręciła głową z powątpiewaniem. – On chce wysłać nas na arenę! Macie ze sobą walczyć, a ja...a mnie...a mnie będzie pilnował wąż, bo Frederick wymyślił sobie, że zostanę waszym trofeum. To jest chore, nigdy nie chciałam uczestniczyć w waszym popapranym życiu! – krzyknęła, podchodząc jeszcze bliżej.

THE DARKSIDE OF DEATH & BLOOD [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz