TOM II: Rozdział 32. Śmierć ma dwa oblicza

576 36 1
                                    

    Szał Cadena nadchodzi ;)

-----

CADEN

Teraźniejszość

Krew spływała po moich dłoniach, gdy kończyłem sprawę z pozostałymi strażnikami ojca. Wbiłem każdemu z nich nóż do gardła, przekręcając kilkukrotnie w taki sposób, aby ich języki wyszły na wierzch, a utworzony otwór odebrał im resztki nadziei na ratunek, dusząc ich od wewnątrz. Krew tryskała im nie tylko z gardeł, lecz także z miejsc, w których znajdowały się kończyny, a raczej to, co z nich jeszcze pozostało. Odciąłem nogi, ręce i kilka głów, zdarzało się nawet, że wypatroszałem ciała do takiego stopnia, że biegłym ciężko było ustalić tożsamość moich ofiar. Robiłem tak najczęściej, kiedy wpadałem w szał, wtedy stawałem się maszyną śmierci, bez jakiegokolwiek pohamowania i samokontroli. Każda osoba, która chciała żyć dalej, schodziła z drogi, jaką akurat podążałem.

Działo się tak rzadko, ponieważ uczyłem się opanowania. Mój ojciec wystawiał moje nerwy na próbę i niestety wygrywał. Za każdym razem było gorzej, niż poprzednio. Był pierwszym, który nie dawał mi zapomnieć kim byłem i kim na zawsze miałem pozostać.

Lucienne Slown była drugą osobą, która przypomniała mi, jakim potworem potrafiłem być, jak dotkliwie umiałem zdeptać innych z ziemią. Uśpiła ziołami kogoś, kto próbował stać się lepszy, a przebudził się potwór łaknący krwi przelanej przez swoich wrogów.

Popatrzyłem na zmasakrowane ciała. Czułem pustkę, cholerną dziurę w własnym wnętrzu. Zabijanie nie sprawiało mi już tyle radości, co dawniej. Teraz to tylko przyzwyczajenie, konieczność bez, której nie mogłem ruszyć naprzód. Ludzkie życie nigdy nic dla mnie nie znaczyło, nie rozumiałem tego sensu istnienia, funkcjonowania w społeczeństwie. Nie pasowałem do takiego modelu, podążałem własnymi ścieżkami.

Cała posiadłość była pomazana czerwonymi smugami. Krople i większe kałuże krwi ozdabiały podłogę, a także drogie meble. Ciała, a także ich kawałki walały się po podłodzę i w duecie z rozbitym szkłem oraz pustymi magazynkami tworzyły zajebiście wielki nieład.

Byłem tego stwórcą.

Ja tego dokonałem i nie miałem absolutnie żadnego pojęcia, czy mi się to podobało czy wręcz przeciwnie, miałem w to tak bardzo wyjebane, jak ojciec we mnie całe dzieciństwo.

Dostrzegłem w kącie leżącego, na pół dychającego żołnierza Fredericka. Poruszał nogą, która była uszkodzona przez liczne rany kłute. Drugiej już nie posiadał, zapewne mu ją odjebałem, kiedy wpadł w moje ręce.

– Wciąż żyjesz, nie spodziewałem się. – Podszedłem bliżej i przykucnąłem tuż przed jego twarzą. – Ałć, te rany na twarzy wyglądają paskudnie. Przydałyby się jakieś opatrunki i igła z nitką, bo inaczej tego nie ogarniemy. – Dotknąłem miejsca, w którym niegdyś miał lewą nogę. Teraz była ona amputowana do samego uda. – Wykrwawisz się, stary. A to wda się w zakażenie i będzie lipa straszna. Długo tak nie pociągniesz, przykro mi. – Mężczyzna nie miał siły choćby na mnie spojrzeć. Jedyne, co robił, to poruszał nogą, która jeszcze była w jednym kawałku. – Walczysz, rozumiem. Uwierz mi, szanuję takie podejście do sprawy. Każdy w twojej sytuacji zapewne starałby się jakoś ratować, ale stary, tutaj nie ma nawet czego.

Zaśmiałem się tak złowieszczo, że mógłbym przerazić tym samego siebie.

– Wyglądasz, jak zlepek losowych części, które chcą coś stworzyć. – Puściłem go, wycierając dłonie w spodnie. – Pozwól, że skrócę twój ból. Zostałeś żywy, jako ostatni, na ciebie przyszła także pora.

THE DARKSIDE OF DEATH & BLOOD [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz