Rozdział 10. Powrót do swojego wszystkiego

1.7K 46 8
                                    

CADEN

Teraźniejszość

Krzyk i nędzne błaganie o litość. Istna symfonia dla moich uszu. Świadomość, że to ty decydujesz o czyimś życiu mogła wydawać się przerażająca, ale dla mnie była czymś zupełnie innym. Potęga, nieokiełznana władza nad śmiercią i życiem, zbyt niemoralne, żeby mogło być prawdziwe. Jednak to wszystko skupiało się w moich dłoniach, ja decydowałem komu wolno chodzić po tej ziemi, a kto powinien dołączyć do robali mieszkających w piachu. Zabijałem z własnej, nieprzymuszonej woli. Tak zostałem wychowany, znałem tylko taki sposób funkcjonowania.

Tęczówki tego niedołęgi zaszkliły się, kiedy dostrzegł w moich dłoniach nóż. Maska Jokera była ostatnim widokiem, jaki miał ujrzeć po tej stronie świata. Stojąc przed tym nieudacznikiem, moje myśli skierowały się w stronę czynności, jaką miałem dokonać. Analizowałem w jakim miejscu najlepiej wbić ostrze, żeby śmierć nastąpiła szybko, ale zarazem efektownie. To jeden z tych wyjątków, kiedy sam podejmujesz decyzję, że chcesz zakończyć czyjeś istnienie. Nauczyłem się już wszystkiego, wyparcia żalu i uczuć, będących przeszkodą oraz brak kontroli, podczas gdy hamulce po prostu puszczały. Poczucie winy dla mnie nie istniało. Byłem pozbawiony wszelkiego współczucia czy jakichkolwiek emocji okazujących empatię. Człowieczeństwo to wada, uniemożliwiająca praktyczne działanie. Dopiero wyzbycie się tego skutkowało dopełnieniem zadania, jakie zostało nam powierzone.

Po chwili światła ponownie rozpoczęły swój taniec, a ja szybkim ruchem podciąłem mu szyję. Popchnąłem jego ciało, a on upadł bezwiednie na ziemię.

Ofiara to jedynie zwyczajne zlecenie, kolejny punkt na liście do odhaczenia.

Zniknąłem zanim ktokolwiek mógłby się zorientować o mojej obecności. Usłyszałem pisk jego partnerki, a później rozpoczął się zupełny chaos. Widziałem, jak ona wbiegła do środka. Uśmiechnąłem się pod nosem, wsiadając do swojego srebrnego ferrari. Wysłałem dziewczynie wiadomości, po czym odjechałem.

Zmieniła się pod każdym możliwym względem. Rysy jej twarzy wyostrzyły się, a sylwetka zdobyła kształtów. Cóż się dziwić, przestała być nastolatką i wkroczyła na dorosłą drogę. Charakter także uległ głębszej zmianie. Wyczułem jej ciężko bijące serce. Bała się mnie, choć nie zamierzała mi tego okazywać. Dobry ruch z jej strony, lepiej nie ujawniać swojemu koszmarowi słabych stron, bo z wielką satysfakcją bym je wykorzystał przeciwko niej. Wiedziałem więcej, niż myślała.

Przyjaciel, ten wesoły blondynek zawsze się przy niej kręcił i działał mi na nerwy. On także siedział na sali podczas mojej rozprawy. Zastanawiałem się nad jego rolą w tym wszystkim, ale potem usłyszałem ich rozmowę, kiedy chłopak starał się odciągnąć ją od tej sprawy, próbując zatrzymać lawinę, która zdążyła już ruszyć.

Esther była dla mnie nietykalna. To zmartwienie Miguela, nie moje.

Arii nie miałem okazji poznać bliżej, ale wydawała mi się interesującą osobą i z całą pewnością Emily będzie ją przede mną chronić. Dlatego właśnie czułem, że warto iść w tym kierunku.

Zaparkowałem przed klubem bokserskim, w którym Miguel zdążył zrobić porządek. Mojego brata wciąż jeszcze nie było i z pewnością wkurwi się, kiedy zobaczy, że ktoś naruszył jego świątynie. Z tego co udało się nam dowiedzieć, za kilka dnia do miasta miała wrócić osoba, której nie widziałem od dwóch lat. Spieprzyłem, a ona pokazała mi, że nie jest rzeczą do pomiatania. Nigdy nie miałem jej tego za złe, imponowała mi swoją niezależnością i ostrymi pazurami, które potrafiła umiejętnie wbijać w kark. Sylvie Hughes była niezwykłą kobietą, ale kiedy ktoś jej podpadł, miał przejebane. To właśnie pokazała w sądzie. Pierwszy raz nie uratowała mi tyłka, wykazując się swoją wyższością, jaką posiadała w tamtej chwili.

THE DARKSIDE OF DEATH & BLOOD [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz