Rozdział I: DZIECKO Z DIXIEMA (1)

95 9 10
                                    

Sygnał z dawna nie słyszany – Szubienice – Dixiem ląduje – Margot i Roben – Przez moczary – Pytajcie ineta – Ojciec

Garbus uderzył w dzwon trzykrotnie – jak przyjęło się bić na przylot.

Zanim wypuścił sznur z rąk, szarpnął raz jeszcze. Wbrew zwyczajowi. Spontanicznie, od siebie, by dać upust narastającemu podnieceniu. Na Turpinie trzech uderzeń nie słyszy się co dzień. Do portu zawijają co najwyżej kutry i fregaty pod lokalną banderą, przed którymi nie trzeba ostrzegać. Tym razem zbliżało się coś większego. Dużo większego.

Poprawił uwalane ziemią dżinsy i popędził w górę schodów. Drewniana konstrukcja drżała pod ciężkimi krokami, jakby groziła zawaleniem, ale on gnał bez zastanowienia. Byle zobaczyć na własne oczy nadciągającego kolosa.

Zdeformowanym barkiem pchnął właz wiodący na podest przy dzwonie. Mocując się z szalejącą na wysokości wichurą wypełzł na zewnątrz. Szeroko rozstawił koślawe, muskularne nogi i zadarł w górę kwadratową głowę. Przyłożył dłoń do czoła, by osłonić oczy przed ulewą. Deszcz zacinał z wiatrem, a stalowoszary firmament cięły zygzaki błyskawic. W ich świetle błyszczał mokry tors dzwonnika i jego wygięte w łuk plecy. Półnagi kołysał się w podmuchach wiatru. Kierował w niebo kaprawe ślepia i rozdziawiał gębę, po której spływały strużki wody.

Poczuł na obnażonym ciele uderzenie gorąca, nieprzystającego do mroźnej pogody, i od razu rozpoznał w podmuchu kołnierz antygrawitacyjny nadciągającego okrętu. Zawył na poły kretyńsko, na poły zwierzęco, nie mogąc opanować ekscytacji, kiedy ciężkie chmury zakotłowały się nad nim, niby morska kipiel. Obłoki rozwarły się i z ziejącej piorunami czeluści wyłonił się, wielki jak góra lodowa, dziób galaktycznego krążownika Dixiem.

Garbus wpatrywał się z zachwytem w metalowe cielsko statku, w jego naszpikowane działami burty i w prostokątne, bijące pomarańczowym blaskiem ślepie, za którym skrywał się kapitański mostek. Błyskawice biły w pokład jedna po drugiej, przeskakiwały między masztami anten, sypały iskrami i oplatały kadłub błękitną plątaniną elektrycznych wyładowań. Wynurzający się z obłoków statek ściągał na siebie gromy i huczał od ich uderzeń. Wydawało się, że niebo spopieli monstrualnego intruza, ale ten niewzruszenie parł przed siebie, buchając na boki szkarłatnym ogniem silników manewrowych.

- De... Dem... - dukał garbus, odczytując wymalowaną na burcie nazwę krążownika. - Dek... Dike... Dem... - Wreszcie dał za wygraną i wrzasnął, jak mógł najgłośniej, by krzyk nie przepadł w nawałnicy: - Dedem! - I powtarzał raz za razem, zdzierając płuca: - Dedem! Dedem! Dedem!

Zdało się, że krążownik odpowiedział na zew kaleki, bo załoskotał silnikami, wyskoczył z kłębowiska naelektryzowanych chmur i dał nura, o włos mijając dzwonnicę, na której podskakiwała wariacko mrówcza postać garbusa. Pomazane rdzawymi zaciekami brzuszysko okrętu przemknęło nad dachem walącego się kościoła, a porastający ruinę bluszcz zafalował od pędu powietrza. Dysze rufowe zapłonęły niebieskawym ogniem kierując Dixiema ku majaczącym w oddali zabudowaniom portu.

Tymczasem przemoknięty garbus ani myślał złazić z dzwonnicy. Odprowadzał wzrokiem niknącego za zasłoną deszczu giganta i nieprzytomnie mamrotał pod nosem głupawe: „Dedem... Dedem...". Chyba pojął swoim nietęgim rozumem, że widoku równie majestatycznego nigdy już nie zobaczy.

<>

Roben nalał do szklaneczki zawiesistego, mieniącego się srebrzyście bimbru przez rubieżników zwanego rtęcią. Patrzył przez chwilę, jak gęsta ciecz spływa po kostkach lodu, po czym odstawił butelkę i spojrzał na tarczę zegarka.

Za kwadrans ósma.

Prostując się w fotelu obitym barwioną atramentowo skórą, wyjrzał przez okno, za którym płonął neon z nazwą pensjonatu Ipsylon. Blask bijący od przymocowanych przy framudze liter „...ylo..." barwił karmazynowo plamy na niemytej od dawna szybie. Roben zdążył przywyknąć do tej mazaniny smug i cętek, więc nie zwracał już na nią uwagi, kiedy z wysokości pierwszego piętra zerkał na kolisty skwer porosły sięgającą pasa trawą.

ChronicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz