Rozdział VI: ZEMSTA KRÓLOWEJ TALARU (14)

5 1 0
                                    

Bał się obejrzeć przez ramię. Zrozumiał, co muszą czuć ci, którzy polują na Meduzony zdolne spojrzeniem gadzich ślepi zmienić myśliwego w glutowatą papkę. On też obawiał się, że sczeźnie, kiedy tylko skieruje wzrok na Maderę. W końcu jednak przemógł się i obrócił w stronę, z której dochodził upiorny głos rubieżnicy.

- Może ty mi wreszcie powiesz, chłopcze, gdzie znajdę twojego ojca?

Jej wygląd nie przystawał do jakichkolwiek, nawet najśmielszych wyobrażeń, nawet do tych, które budzą o świcie lepkim od potu koszmarem. Pokryty rdzą metal oplatała plątanina przewodów, bulgoczących rur i mięsistych ścięgien. Między gumowymi przegubami pulsowały wnętrzności zamknięte w plastikowych, połyskujących smarem tankach. Śluzowaty płyn nawilżał stawy grubych jak nogi archemuta kończyn, ściekał po kośćcu przynitowanym do stalowych prętów i kapał na podłogę błyszczącymi oleiście kroplami. Całość miała w sobie coś z ludzkiego ciała, takiego, które rozdarto na części i zbito w jedno z zezłomowaną machiną wojenną.

Tylko w twarzy tego trzymetrowego monstrum dało się rozpoznać człowieka, choć i jej nie oszczędzono chirurgicznych modyfikacji. Przekrwione gałki oczne obracały się w syntetycznych oczodołach, a powieki zastąpiono półprzezroczystą błoną. Nos i policzki usunięto na rzecz aparatu oddechowego, a po ustach zostały tylko obdarte ze skóry szczęki, z których sterczały krzywe, brzydkie zębiska. A i tak twarz była najbardziej ludzką częścią tej potwornej istoty, którą na całych Rubieżach znano pod imieniem Madera.

- Mam swoje sposoby, żeby zmusić was do odpowiedzi – odezwała się, prezentując mechaniczną łapę, której szpiczaste paluchy rozkładały się i składały jak odnóża pająka.

- Mówiłem już – odpowiadał Ian Ryat, nie spuszczając wzroku z drugiej ręki Madery, którą wieńczyło wycelowane w niego działko przeciwpancerne, - Aarona nie ma na pokładzie. Zaniemógł i musieliśmy...

- Zaniemógł! - huknęła. - Nie pogrywaj ze mną, Rayt! Aaron de Vignemont nigdy nie zostawiłby swojego ukochanego Dixiema pod komendą takiego ćwoka jak ty. Masz mnie za idiotkę? Ej, rzuć to na ziemię! - Ostatnie słowa skierowała do Robena, który próbował skorzystać z okazji i obrócić lufę rewolweru w stronę rubieżnicy. - Powoli! - Usłuchał, a ona, patrząc jak odkłada spluwę na podłogę, ciągnęła dalej: - Wy sami jesteście debile, a mnie traktujecie jak przygłupa. Myśleliście, że złupicie moją placówkę, puścicie ją z dymem, a potem odlecicie sobie, jak gdyby nigdy nic? Naprawdę sądziliście, że zrobicie w balona mnie, królową talaru, i ujdzie wam to płazem?

- Łudziliśmy się... - zaczął niepewnie Roben, wciąż pochylony nad leżącym u stóp rewolwerem. Na znak Madery prędko się wyprostował, a ona pokiwała ujętą w stalową ramę głową i przyznała mu rację:

- Łudziliście się.

Po tych słowach ruszyła z miejsca. Podłoga zadygotała pod jej ciężkimi krokami i zatrzęsły się przymocowane do ścian trójmonitory. Roben też zadrżał – ze strachu, bo pół-kobieta, pół-maszyna maszerowała w jego stronę, jakby zamierzała go stratować. Tak się nie stało. Zatrzymała się tuż przed nim, powtórzyła, że się łudzili i zdzieliła go na odlew metalową łapą. Zanim zorientował się, co go grzmotnęło, przestał widzieć na oczy, a ból rozszedł się po głowie i karku, i dalej – wzdłuż kręgosłupa. Jak przez ścianę słyszał głos Madery, która tłumaczyła, że nie chodzi wcale o talar, ale o jej reputację, którą stary de Vignemont nadszarpnął tak mocno, że pół Rubieży próbowało dobierać się do jej magazynów.

W oczach mu pociemniało, usta zalały się krwią, a uszy szwankowały, jakby ktoś napchał w nie waty. Przestał odróżniać głos Madery od głosu Rayta i chociaż słyszał, że tamten próbuje jej odpowiadać, nie rozpoznawał, co jest zarzutem, a co ripostą i z czyich ust padają słowa. Dopiero po chwili zdołał podeprzeć się łokciami i dźwignąć głowę nad zakurzoną, poznaczoną odciskami butów podłogę. Zamrugał, żeby zdjąć z oczu czarną chmurę, która przesłoniła mu świat. Ciemności stopniowo zaczęły się rozpraszać i zobaczył przed sobą czerwone kropy, dwa ślepia łypiące na niego złowrogo.

ChronicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz