Roben wyszedł Yorowi naprzeciw. Nie mógł się doczekać, żeby objechać pierwszego oficera na czym świat stoi, więc w towarzystwie usychającej z tęsknoty Hany stanął na prowadzącym do Fahrenlotu moście.
Zamieć przesłaniała wszystko, nawet posągi astronautów. Można było dojrzeć jedynie ich wyrastające z fosy nogi. Od pasa w górę kamienni giganci niknęli w śnieżycy. Sam most natomiast zmienił kolor z czarnego na biały.
Roben wytężał wzrok, ale to panna Davenport pierwsza dostrzegła i wskazała palcem szare kształty grzywarów. Pędziły w zaprzęgu, przebierając swoimi ni to łapami, ni to płetwami. Tuż za nimi zza zasłony śniegu wyłoniły się wypchane skórami sanie.
Yor balansował na nich, szeroko rozstawiwszy nogi. W jednej ręce ściskał lejce, drugą kręcił nad głową i strzelał trzymanym w niej batem. Dojechał do połowy mostu, po czym zatrzymał pojazd, pokrzykując: „Prr, stój! Stój, do cholery!". Grzywary usłuchały krzyku i wędzidła i stanęły, zakopując się łapami w śnieg.
Zeskoczył na ziemię i bez pardonu odtrącił Hanę, która już rzucała mu się na szyję. Dziewczyna zdębiała i zażądała wyjaśnień, ale Yor zignorował ją, przebierając w skórach, którymi zawalone były sanie.
- To się nazywa dezercja! - Robenowi udało się przekrzyczeć wichurę. - Opuściłeś załogę, żeby handlować z tubylcami?
Yor nie odzywał się. Grzebał w skórach, zrzucał jedne z drugich, aż wydobył spod nich jakiś obszarpany płaszcz. Rzucił łach na ziemię i coś zajęczało boleśnie. Okazało się, że w płaszczu krył się mężczyzna – chudy, zarośnięty, a w dodatku cuchnący gorzałą i nędzą.
- A to kto? - zdziwił się Roben. - Partner w interesach?
- Architekt – rzucił szorstko Yor, po czym ruszył w stronę zamku, wlokąc za sobą obdartusa jak worek kartofli.
- Jak to... Nasz architekt?! Wyciągnąłeś go z Zaqueni?! W pojedynkę?!
- Nie, to ten drugi.
Ciągnięty po ziemi chudzielec wrzeszczał jak potępiony, kopał, rzucał się i strzelał na boki wytrzeszczonymi oczami. Roben przyglądał mu się, próbując połączyć fakty, aż w końcu go olśniło.
- Ten drugi! - zawołał. - Ten trzepnięty?! Ten, który zapił się na śmierć?!
- Jak widać, jeszcze się nie zapił – odparł Yor.
- Ale mówiły, że...
- Gdybym wierzył w to, co mówią ludzie, Roben, zająłbym się uczciwą pracą.
CZYTASZ
Chronica
FantascienzaOdkąd Roben zaczął widywać zmarłego brata i dowiedział się, że jego ojciec jest niemowlakiem, nie pozostało mu nic innego, jak lecieć na kraniec wszechświata za skarbem, który sam zmyślił. Tymczasem podupadające imperium tropi korsarzy pod pretekste...