Margot obudziła się ponownie. Tym razem naprawdę.
Świtało.
Wsparła się na łokciu i przetarła zaspane oczy. Zanim zdążyła się rozejrzeć, poczuła, że coś jest nie tak. Albo wyczuła to szóstym zmysłem, albo podpowiedziała jej to Kosmatka, która wycofała się pod ścianę i czujnie wpatrywała w coś... Raczej w kogoś.
Mężczyzna w białym mundurze wodził wzrokiem po podłodze. Szukał czegoś. Garbił się i stąpał powoli, żeby nie robić hałasu. Nie zauważył, że Margot się obudziła, więc powolnymi ruchami, żeby nie zwracać na siebie uwagi, odgarnęła z siebie koc i łokciami przesunęła po podłodze. Zbliżyła się do siodła i wyciągnęła dłoń ku sterczącej z ostra strzelby. Już miała zacisnąć na niej palce, już miała wycelować do nieznajomego... Ale właśnie wtedy – może słysząc jakiś szmer, może wyłapując ruch kątem oka, - felczer obrócił ku Margot szeroką pokrytą krótkim zarostem twarz.
Na ułamek sekundy zastygł w miejscu, trochę przestraszony, trochę zaskoczony, a potem rzucił się biegiem do wyjścia. Margot poderwała się na równe nogi, chwyciła za broń i wystrzeliła. Śrut chybił celu, dziurawiąc ścianę.
Nieznajomy wypadł z baru, dołączył do stojącego na czatach kumpla, po czym obaj wskoczyli na besty i w obłoku kurzu pognali między walące się budynki.
- Stójcie, tchórze zasrane! - wołała za nimi Margot. - Chodźcie tu i powiedzcie, czego od mnie chcecie?! - Oddała kolejny strzał, ale też niecelny. Opuściła dymiącą strzelbę i powtórzyła ile sił w płucach: - Czego ode mnie chcecie?!
Felczerzy uciekli. Został po nich wiszący w powietrzu kurz i ślady na piasku.
CZYTASZ
Chronica
Ciencia FicciónOdkąd Roben zaczął widywać zmarłego brata i dowiedział się, że jego ojciec jest niemowlakiem, nie pozostało mu nic innego, jak lecieć na kraniec wszechświata za skarbem, który sam zmyślił. Tymczasem podupadające imperium tropi korsarzy pod pretekste...