Margot nie pamiętała najwcześniejszych lat swojego życia. Od zawsze były dla niej przesłonięte całunem zapomnienia. Próbowała trochę uchylić tej zasłony, ale bezskutecznie. Pierwszą rzeczą, jaka przychodziła jej do głowy, był pociąg. Przed nim nie było nic.
Ten pociąg, któremu przyglądały się razem z Alicją, kiedy miały naście lat. Dosiadając na oklep małych best, jeździły za miasto, na znane sobie tylko wzgórze, z którego rozciągał się malowniczy widok na mokradła. Siadały na polanie, tak sekretnej dla nich, jak całe to wzniesienie... i tam czekały. Czasem godzinę, dwie, trzy, niekiedy pół dnia. Aż wreszcie doczekiwały się.
Drżały zawieszone wysoko nad bagnami szyny, ulatywały w chmurne niebo nietopy, które lubiły na nich przycupnąć, i z oddali, wijąc się między pagórkami jak monstrualny wąż, nadciągał pociąg towarowy relacji Gorgon-Oreny.
Dziewczęta chciały wierzyć, że można nim uciec z ich nudnego, obmierzłego świata, hen, daleko, w lepszą rzeczywistość. Wiedziały, oczywiście, że skład kursuje do odkrywek na Wichrowych Równinach i z powrotem, ale co pomarzyły, to pomarzyły. Fantazjowały o tym, że jest taki odcinek na trasie pociągu, gdzie tory wznoszą się ponad wszechobecny sufit szarych obłoków i w blasku słońca pną się coraz wyżej, i wyżej ku czemuś lepszemu i niewyobrażalnemu. W każdym razie dalej fantazja dziewczyn nie sięgała. Celem wyśnionego pociągu był jakiś świat przecudowny, ale wymykający się wizji ich nastoletnich umysłów.
Kiedy pociąg znikał kilka sekund po tym, jak się pojawił, Margot i Alicja z powrotem wskakiwały na besty i zasępione wracały do gorgońskiej rzeczywistości. Pocieszały się po drodze, że jutro znów przyjadą w swoje sekretne miejsce obserwować magiczny pociąg. I tylko ta siła dziecięcego rytuału stanowiła dla nich jakieś pocieszenie.
Te dwie dziewczyny, odkąd się poznały, od razu zapałały do siebie siostrzaną miłością. Cementował ją podobny metabolizm i niemal identyczna przeszłość, z której zresztą obie pamiętały niewiele.
Jedną i drugą rodzice odsprzedali gryzetom. Widocznie uznali, że taki los będzie dla nich lepszy, niż cokolwiek innego, co oferuje Turpin. Albo potrzebowali forsy. Z tych dwóch wytłumaczeń i Alicja, i Margot wybierały to pierwsze.
Zresztą, nie musiało być dalekie od prawdy, bo fach gryzety do najgorszych nie należał. Dziewczyny z portowych knajp bawiły astronautów swoim towarzystwem i ciałem, ale ponad wszystko tworzyły zwartą, niemal elitarną klikę, która gwarantowała bezpieczeństwo swoim członkiniom.
Gryzety tylko z pozoru przypominały zwyczajne ulicznice. W rzeczywistości miały spore wpływy na planecie, a nawet poza nią, bo potrafiły oczarować niejednego kapitana, który od tej pory stawał się im powolny jak małe dziecko.
One same nazywały się artystkami. Oprócz ars amandi, ćwiczyły się w tańcu, krawiectwie, medycynie i wielu innych dziedzinach. Co za tym idzie, ich rola w portowym Gorgonie wykraczała poza wywijanie pośladkami na scenie i w łóżku. Opatrywały rany, łatały ubrania, a czasem nawet pomagały w naprawach okrętowej maszynerii.
Dzieci oddane w ich ręce mogły liczyć na solidną karierę. Pod jednym warunkiem – gryzety, zgodnie z lokalnym trendem, cechowały się odpowiednią sylwetką. Chudziny nie budziły namiętności w spragnionych bliskości podróżnikach. Im więcej ciała, tym lepiej. Nie musiało być szczególnie zgrabne, ani zadbane, byle przelewało się przez obleśne paluchy kochanków. Małe dziewczynki były więc tuczone, by kilogram po kilogramie osiągnąć ten ideał piękna, jaki królował na Rubieżach.
Zwykle nie było z tym większych problemów, ale dla Alicji i Margot to zadanie stało się niewykonalne. Miały niespotykany metabolizm, który wszystko przepuszczał przez kiszki w tempie ekspresowym i nie magazynował w ciele ani odrobiny tłuszczu. Dziewczynki starały się jak mogły, opychały się dniami i nocami, a mimo to, nie mogły przybrać na wadze. Kiedy ich starsze koleżanki z dumą narzekały na bóle przeciążonych stawów, one wciąż były w stanie policzyć sobie przez skórę wszystkie żebra.
CZYTASZ
Chronica
Science FictionOdkąd Roben zaczął widywać zmarłego brata i dowiedział się, że jego ojciec jest niemowlakiem, nie pozostało mu nic innego, jak lecieć na kraniec wszechświata za skarbem, który sam zmyślił. Tymczasem podupadające imperium tropi korsarzy pod pretekste...